SIEĆ REGIONALNYCH OŚRODKÓW DEBATY MIĘDZYNARODOWEJ
Jak donosi agencja Reutera, zdecydowana większość członków Komisji Prawnej Parlamentu Europejskiego poparła wniosek francuskiego wymiaru sprawiedliwości o uchylenie immunitetu eurodeputowanej i kandydatce na urząd prezydenta Francji, Marine Le Pen. Głównym powodem tego jest zamieszczenie zdjęć przemocy ze strony Państwa Islamskiego na profilu Le Pen na twitterze.
Francuskie śledztwo dotyczy umieszczenia na twitterze przez euro deputowaną trzech obrazów graficznych ukazujących egzekucje przeprowadzane przez członków Państwa Islamskiego ISIS. Na jednym z nich ukazano moment śmierci amerykańskiego dziennikarza Jamesa Foley’a. Za czyn określany jako „upublicznianie brutalnych zdjęć” grozi we Francji kara do trzech lat pozbawienia wolności lub grzywna w wysokości 75 tysięcy euro.
Decyzja Komisji Prawnej Parlamentu Europejskiego to pierwszy etap procedury pozbawienia immunitetu. W drugim etapie za wnioskiem musi opowiedzieć się większość członków Parlamentu. Głosowanie ma odbyć się jeszcze w tym tygodniu.
Kandydatka skrajnie prawicowego Frontu Narodowego, Marine Le Pen, obecnie zajmuje pierwsze miejsce w przedwyborczych sondażach. Już pojawiają się głosy, że obecne postępowania mają na celu zaszkodzenie Le Pen i wpłynięcie na niezdecydowanych wyborców.
Federacja Rosyjska, wykorzystując swoje uprawnienia w Radzie Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych, skorzystała z prawa weta. Rezolucja dotyczyła nałożenia sankcji na rząd Syrii Bashara al-Assada w związku z użyciem broni chemicznej przez władze tego państwa.
Rosja już po raz siódmy skorzystała z prawa weta w celu ochrony syryjskiego reżimu przed niedogodnościami związanymi z ewentualnym nałożeniem sankcji. Postawę rosyjską poparła Chińska Republika Ludowa ChRL, która po raz szósty również skorzystała z prawa weta podczas sześcioletniej wojny domowej w Syrii, aby ochronić tamtejszy reżim.
Sama rezolucja została opracowana przez rządy Wielkiej Brytanii, Francji oraz Stanów Zjednoczonych. Zdaniem Rosji i Chin samo nałożenie sankcji mogłoby zaszkodzić rozmowom pokojowym, które obecnie toczą się w Genewie. To miał być główny powód zawetowania rezolucji.
W piętnastoosobowej Radzie Bezpieczeństwa, każdy projekt rezolucji potrzebuje co najmniej dziewięć głosów „za” i niezastosowanie prawa weta przez żadnego z pięciu stałych członków, a są nimi: Wielka Brytania, Francja, Stany Zjednoczone, Rosja i Chiny. W przypadku rezolucji ws. Syrii, dziewięciu członków było za uchwaleniem, Boliwia była przeciw, a Egipt, Etiopia i Kazachstan wstrzymały się od głosu. Weto Rosji i Chin było kluczowe. Sam rosyjski przywódca, Władimir Putin określił projekt rezolucji jako „całkowicie niestosowny”.
Według raportu opracowanego po wspólnym śledztwie ONZ oraz Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej OPCW, zarówno strona rządowa (gaz chlorowy), jak i Państwo Islamskie (gaz musztardowy), w toku działań zbrojnych korzystały z broni chemicznej.
Kilka tysięcy osób protestowało w stolicy Macedonii, Skopje. Powodem tego jest propozycja nowego prawa, które umożliwiałoby powszechniejsze używanie języka albańskiego. Jest to efekt partyjnych rozmów o koalicji rządowej.
Lider partii o nazwie Socjaldemokratyczna Unia Macedonii SDSM, Zoran Zaew, od ostatnich wyborów parlamentarnych, które odbyły się w grudniu 2016 r., szuka współkoalicjantów. Obecnie ta formacja ma 49 mandatów w 120-osobowym parlamencie. W celu stworzenia rządu potrzebuje partnerów i w tym celu rozpoczął rozmowy z partiami reprezentującymi interesy macedońskich Albańczyków.
Deputowani pochodzenia albańskiego wyrazili zainteresowanie stworzeniem koalicji rządowej, ale postawili jeden warunek: język albański nie może być tylko językiem mniejszości etnicznej, ale ma zyskać większy status i możliwość szerszego stosowania. Projekt partyjny skutkował wystąpieniem obywateli na ulicę. Skandowali oni hasła w stylu „To nie przejdzie” i śpiewali macedońskie pieśni narodowe.
Wybory z 11 grudnia 2016 r. wygrała konserwatywna koalicja o nazwie Wewnętrzna Macedońska Organizacja Rewolucyjna - Demokratyczna Partia Macedońskiej Jedności Narodowej WMRO-DPMNE, uzyskując blisko 40% głosów, co przełożyło się na 51 mandatów. To za mało, by stworzyć rząd, a formacja po serii wcześniejszych skandali ma problemy ze znalezieniem ewentualnych koalicjantów. Liderem partii jest Nikoła Gruewski. Po porażce WMRO-DPMNE w procesie tworzenia rządu, lider SDSM poprosił prezydenta Gjorge Ivanov o możliwość utworzenia rządu. Swój wniosek poparł podpisami 18 deputowanych z partii reprezentujących interesy macedońskich Albańczyków.
W Macedonii Albańczycy stanowią około ¼ obywateli. Natomiast język albański jest językiem urzędowym tylko w tych gminach, gdzie obywateli pochodzenia albańskiego jest co najmniej 20%.
Minister spraw zagranicznych Korei Południowej, Yun Byung-se podczas swego przemówienia w Radzie Praw Człowieka Organizacji Narodów Zjednoczonych wezwał państwa świata do ścigania przywódcy Korei Północnej, Kim Dzong Una. Ma to związek z przypadkami łamania praw człowieka na masową skalę oraz zagrożeniem dla światowego pokoju.
O Korei Północnej zrobiło się ostatnio głośno w związku z wystrzeleniem kolejnej rakiety zdolnej do przenoszenia pocisków nuklearnych oraz zamordowaniem przyrodniego brata północnokoreańskiego przywódcy, Kim Dzong Nama.
Dwa tygodnie temu, na lotnisku w stolicy Malezji przy użyciu gazu VX zginął Nam. Zdaniem malezyjskich władz za zamachem miało stać ośmiu obywateli Korei Północnej, w tym jeden dyplomata. Tydzień temu północnokoreańskie władze oskarżyły Malezję o „nieprzychylne nastawienie”, które miało skutkować śmiercią jednego z jej obywateli. Minister Yun oskarżył ponadto Koreę Północną o przeprowadzeniu szeregu masowych egzekucji urzędników. Wielu z nich nie miało prawa do uczciwego procesu. W skutek takiej atmosfery przypadki ucieczek do Korei Południowej mają być coraz częstsze.
Oceniając sytuację w Korei Północnej Yun podkreślił, że ponad 120 tysięcy obywateli Korei Północnej ma przebywać obecnie w specjalnych obozach: „cały kraj to jeden wielki gułag z bezlitosnymi nadzorcami”. Z tego powodu południowokoreański minister zażądał postawienia władz Korei Północnej przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym, gdzie odpowiedzieliby za popełnione zbrodnie.
Jak donosi agencja Reutera, lotnictwo Izraela przeprowadziło szereg działań w Strefie Gazy. Według wstępnych informacji cztery osoby odniosły rany. Izraelskie działania były odwetem za atak rakietowy przeprowadzony na południu Izraela z terytorium palestyńskiego. Żaden Izraelczyk nie został ranny, gdyż rakiety spadły na obszar niezabudowany.
Lotnictwo Izraela uderzyło z powietrza na pięć miejsc, które są pod kontrolą islamskiej organizacji Hamas; to właśnie ta organizacja miała rzekomo odpowiadać za wcześniejszy atak rakietowy, choć do tej pory się do tego nie przyznała. Osoby, które odniosły rany nie były związane z żadną organizacją.
Według niektórych komentatorów, od czasu wybuchu ostatniej wojny palestyńsko-izraelskiej w 2014 r. formalnie trwa zawieszenie broni, ale niektóre komórki bojowników odwołujących się do salafizmu bojowników/terrorystów wciąż prowadzą działania przeciwko Izraelowi. Odbywa się to najczęściej właśnie przez ataki rakietowe. Hamas, który kontroluje Strefę Gazy, zazwyczaj po takich atakach nakazuje swoim bojownikom wycofanie się, gdyż spodziewane są kontrataki izraelskie.
Minister obrony Izraela Avigdor Lieberman powiedział, że jego kraj „nie miał zamiaru inicjować działań wojskowych w Strefie Gazy”, ale nie zamierza tolerować żadnych ataków rakietowych. Jednocześnie wezwał Hamas do ponoszenia odpowiedzialności za to co się dzieje na kontrolowanym przez siebie obszarze oraz zaapelował do uspokojenia sytuacji.
Sekretarz Generalny Organizacji Narodów Zjednoczonych Antonio Guterres w raporcie dla Rady Bezpieczeństwa podkreślił konieczność pokojowego rozwiązania kryzysu politycznego w Burundi. Jednocześnie wezwał wszystkie strony konfliktu w tym afrykańskim państwie, by „przedłożyły dobro państwa nad swoje” i bez żadnych warunków wstępnych zgodziły się na dialog w ramach mediacji prowadzonej obecnie przez regionalną organizację międzynarodową o nazwie: Wspólnota Wschodnioafrykańska EAC.
Od dwóch lat trwa kryzys polityczny w tym wschodnioafrykańskim państwie. Rząd Burundi pracujący pod kierunkiem prezydenta kraju, Pierre'a Nkurunzizy stwierdził w lutym 2017 r., że nie zgadza się na żadną mediację i nie będzie uczestniczył w pracach EAC. Obecne negocjacje zaproponowane przez Wspólnotę toczą się w sąsiedniej Tanzanii. Głównym powodem przeciągającego się kryzysu politycznego jest deklaracja obecnej głowy państwa Burundi, iż będzie kandydował w wyborach prezydenckich na trzecią kadencję. Zdaniem jego politycznych oponentów przyjęte rozwiązania ustrojowe uniemożliwiają takowe rozwiązanie.
Oficjalnie władze Burundi wyraziły sprzeciw wobec obecności wysokiego rangą funkcjonariusza ONZ, Jamala Benomara z Maroka, który reprezentuje Organizację w procesie mediacji. Główna partia opozycyjna w Burundi, CNARED, zgodziła się na udział w negocjacjach. Głównym negocjatorem i pośrednikiem w rozmowach między skłóconymi stronami jest były prezydent Tanzanii w latach 1995-2005, Benjamin Mkapa.
Jak do tej pory, przedłużający się kryzys polityczny nie przekształcił się w konflikt o charakterze wojny domowej. Dla wielu jest to dobry prognostyk. CNARED (Conseil National pour le respect de l'Accord d'Arusha pour la Paix et la Réconciliation au Burundi et de l'Etat de droit) to platforma koalicyjna wszystkich opozycyjnych formacji politycznych wobec rządów prezydenta Nkurunzizy.
Marynarka wojenna Iranu oficjalnie dziś rozpoczęła na szeroką skalę ćwiczenia wojskowe. Obszar obejmujący te działania jest duży: ujście Zatoki Perskiej oraz spora część Oceanu Indyjskiego. Nieoficjalnie ćwiczenia skierowane są przeciwko operującym w Zatoce Perskiej okrętom amerykańskim.
Relacje bilateralne Iranu z USA, uległy ochłodzeniu po tym, jak nowy prezydent Stanów Zjednoczonych, Donald Trump uznał Teheran za mało przewidywalny. W odpowiedzi Irańczycy przeprowadzili pod koniec stycznia 2017 r. serię testów z użyciem rakiet balistycznych. Trump ostrzegł wtedy Iran, że „igra z ogniem”. Obecne ćwiczenia marynarki wojennej na obszarze, który jest elementem żywotnych interesów Stanów Zjednoczonych, przez komentatorów traktowane są jako jeden z elementów pogarszających się relacji amerykańsko-irańskich.
Formalnie Iran zaplanował szereg ćwiczeń na takich akwenach wodnych jak: Cieśnina Ormuz, Zatoka Omańska, Bab el-Mandab i północna część Oceanu Indyjskiego; o łącznej powierzchni ponad 2 milionów kilometrów kwadratowych. Ich celem ma być przećwiczenie technik walki z organizacjami terrorystycznymi oraz pirackimi. Do wiadomości publicznej informacje na temat manewrów podał kontradmirał Habibollah Sayyari. Miało to miejsce podczas konferencji prasowej dla irańskich mediów publicznych.
Bab el-Mandab oraz Cieśnina Ormuz to jedne z ważniejszych wodnych dróg transportowych. Łączą europejskie rynki z ich azjatyckimi odpowiednikami. Mają też znaczenie dla transportu ropy naftowej z obszaru złóż w Zatoce Perskiej. Z tego powodu w tym regionie stacjonuje amerykańska V Flota, która ma za zadanie chronić swobodę transportu. Niespełna miesiąc temu w tej okolicy doszło do incydentu. Amerykański niszczyciel był zmuszony ostrzelać cztery niewielkie jednostki należące do irańskiej Gwardii Rewolucyjnej, które miały rzekomo zagrażać innym użytkownikom Cieśniny Ormuz. Opisane wydarzenia, zdaniem amerykańskiej administracji, to dostateczne powody by nałożyć sankcje na Iran.
Przewodniczący Komisji Europejskiej, najważniejszy organ wykonawczy Unii Europejskiej, podczas spotkania z belgijskimi studentami w Louvain-la-Neuve powiedział, że należy umożliwić niektórym państwom członkowskim pogłębianie integracji w niektórych dziedzinach bez oglądania się na całą organizację.
Oficjalny dokument Komisji Europejskiej z powyżej wymienioną propozycją ma zostać oficjalnie upubliczniona w przyszłym tygodniu w Białej Księdze.
Po decyzji Wielkiej Brytanii o opuszczeniu struktur unijnych, wśród europejskich polityków coraz częściej słychać tezy o konieczności pogłębiania integracji w ceu usprawnienia organizacji. Wzrost popularności eurosceptycznych formacji politycznych może sugerować, że wśród samych obywateli ten pomysł nie ma wielu zwolenników. „Europa wielu prędkości” budzi wiele kontrowersji. Z podobną propozycją co Juncker już jakiś czas temu wystąpiła kanclerz Republiki Federalnej Niemiec, Angela Merkel. Faktem pozostaję, że mniejsze i biedniejsze państwa wyrażają sprzeciw wobec kontrowersyjnej koncepcji.
Irackie siły bezpieczeństwa zajęły lotnisko znajdujące się w zachodniej części miasta Mosul, z rąk islamskich fundamentalistów Państwa Islamskiego ISIS.
Cała operacja trwała cztery godziny. Tuż po zajęciu lotniska, ISIS kontynuowała ostrzał moździerzowy tego terenu.
Obecnie irackie siły zbrojne kontynuują operację mającą na celu odbicie ostatniej twierdzy bojowników islamskich, czyli gęsto zaludnionej zachodniej części miasta Mosul. Ponad miesiąc temu odbito wschodnią część miasta. Obecne działania mają miejsce na bardzo trudnym terenie i z tego powodu postępy są tak wolne. Siły zbrojne Iraku posiadają wsparcie ze strony lotnictwa Stanów Zjednoczonych.
Minister spraw zagranicznych Meksyku, Luis Videgaray podczas konferencji prasowej odniósł się do ostatniego spotkania z przedstawicielami administracji amerykańskiej na czele z sekretarzem stanu, Rexem Tillersonem. Miał im zakomunikować, że jest zaniepokojony i rozdrażniony polityką Stanów Zjednoczonych wobec jej południowego sąsiada. Chodzi zwłaszcza o poszanowanie praw meksykańskich obywateli, którzy przebywają w USA.
W stolicy Meksyku, Mexico City, Rex Tillerson oceniając relacje amerykańsko-meksykańskie stwierdził, że dwa duże i suwerenne państwa muszą mieć czasami odrębne zdanie. Uważa się, że obecne stosunki USA z Meksykiem są najgorsze od dziesięcioleci, a początkiem tego procesu był plan budowy muru oddzielającego oba kraje.
W ostatnich dniach bilateralne relacje uległy ochłodzeniu po tym, jak USA upubliczniło projekt zgodnie z którym wszyscy nielegalni imigranci, bez względu na pochodzenie, mieliby zostać odesłani właśnie do Meksyku. Wywołało to konsternację i nieprzychylne komentarze ze strony meksykańskich polityków. Luis Videgaray zaapelował do przezwyciężenia niechęci i zbudowania relacji opartych na przyjaźni.
Wszystko wskazuje na to, że pierwsza tura wyborów prezydenckich we Francji będzie należeć do Emmanuela Macrona oraz Marine Le Pen. Pierwszy jest centrowym politykiem nie związanym obecnie z żadną formacją polityczną. Natomiast Marine Le Pen to liderką skrajnie prawicowego Frontu Narodowego.
W ostatnich dniach wszystkie sondaże wskazywały, że do drugiej tury wyborów właśnie wspomniani dwaj politycy się zakwalifikują. Tym samym na francuskiej scenie politycznej można dostrzec pewien niepokój. Kandydaci bloku konserwatywnego oraz socjalistycznego pozostają daleko za Macronem i Le Pen.
W celu zwiększenia szans Macrona na zwycięstwo z liderką Frontu Narodowego, oficjalne poparcie udzielił mu były minister edukacji i popularny polityk centrowy, Francois Bayrou. Ma to przynieść korzyści w zwiększonym poparciu wyborczym. Bayrou w przeszłości trzy razy startował w wyborach prezydenckich, a w ostatnich z 2012 r. zdobył 9% poparcia. Ten były minister na konferencji prasowej podkreślił, że podjął decyzję o nie kandydowaniu w nadchodzących wyborach jako formę poświęcenia, gdyż niebezpieczeństwo dla Francji ma być duże (związane z ewentualnym wyborem Le Pen). Macron, były bankier nigdy nie zasiadający na stanowisku wybieranym przez wyborców i przeciwnik tradycyjnego podziału prawicowo-lewicowego, w odpowiedzi stwierdził, że poparcie od Bayrou traktuje jako punkt zwrotny kampanii.
Źródło: Emmanuel Macron,
http://www.democraticaudit.com/2016/11/18/emmanuel-macron-and-en-marche-left-right-or-simply-on-the-move/, [dostęp dn. 22.02.2017 r.]; CC BY-NC-Sa 2.0 licence.
Według ostatnich sondaży przedwyborczych, na czele wyścigu o najwyższy urząd w państwie jest Marine Le Pen. Kandydat niezależny Macron i lider konserwatystów Francois Fillon zajmują drugie miejsce, gdyż różnica między nimi jest niewielka.
Początek kampanii wyborczej Fillona był bardzo dobry, ale skandal związany z rzekomym wypłacaniem pieniędzy publicznej w formie wynagrodzenia dla żony i dzieci kandydata za niewykonaną pracę, mocno nadszarpnął jego reputację. Wśród samych konserwatystów było słychać głosy, iż Fillon powinien się wycofać.
Dnia 20 lutego 2017 r., w stolicy Gwinei, Konakry, miał miejsce protest nauczycieli, którzy nie zgadzali się z rządowym projektem zwolnień i cięć wynagrodzeń. Według wstępnych informacji, na skutek starć z siłami bezpieczeństwa miało zginąć co najmniej 5 osób. Tego samego dnia wieczorem rząd podpisał porozumienie z głównym związkiem zawodów pracowników oświaty, które zakończyło strajk. Same protesty trwały od 1 lutego 2017 r. po upublicznieniu rządowych planów. Oprócz nauczycieli, również uczniowie brali w tym udział.
Starcia rozpoczęły się po tym, jak niezidentyfikowani sprawcy zaatakowali posterunek żandarmerii w stolicy kraju. Śmierć pięciu osób została potwierdzona przez stronę rządową, która uznała protest za nielegalny. Ponad 30 osób zostało rannych, w tym kilku członków służb bezpieczeństwa. Według agencji Reutera, co najmniej 3 zabitych zginęło od kul, ale nie ma pełnej weryfikacji informacji.
Państwa zrzeszone w organizacji: Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej ASEAN, wyraziły zaniepokojenie spowodowanego instalacją na Morzu Południowochińskim nowych systemów broni przez Chińską Republikę Ludową. Zaapelowały o powstrzymanie eskalacji i dalszej militaryzacji obszaru oraz pogłębianie obecnego dialogu.
Jak stwierdził filipiński minister spraw zagranicznych, Perfecto Yasay, przedstawiciele 10 państw członkowskich ASEAN jednogłośnie wyrazili nadzieję, że Stany Zjednoczone i Chiny nadal będą gwarantami pokoju w regionie, lecz działania Pekinu na sztucznych wyspach przez nich stworzonych powodują obawy. Yasay nie sprecyzował, jakie dokładnie wydarzenia tak bardzo zaniepokoiło państwa regionu, że 10 ministrów spraw zagranicznych podjęło decyzję o wspólnej politycznej deklaracji.
Od dłuższego czasu było wiadomo, że ChRL tworząc sztuczne wyspy, robi to dla celów wojskowych i ekspansjonistycznych. W swoich działaniach zagarnia te obszary Morza Południowochińskiego, które od pewnego czasu były elementem spornym z sąsiadami – zwłaszcza z Brunei, Malezją, Filipinami, Tajwanem i Wietnamem. Yasay wyraźnie dał do zrozumienia, że największe obawy wiążą się z coraz większą militarną obecnością Chin. Inną kwestią jest fakt, że gospodarki państw ASEAN są zależne zwłaszcza od Pekinu i Waszyngtonu. Ewentualne pogorszenie relacji USA i Chin, może mieć realny wpływ na kraje Stowarzyszenia.
Skrajnie prawicowy Front Narodowy oskarżył francuski rząd o medialną nagonkę i próbę wpływania na wynik wyborów prezydenckich po tym, jak siedziba partii została przeszukana przez policję w związku z oskarżeniami o rzekome tworzenie nieistniejących miejsc pracy.
Wszystko to miało miejsce po tym, jak liderka Frontu, Marine Le Pen, w najnowszych sondażach przedwyborczych przewodzi. Pokonuje takich kontrkandydatów jak Emmanuel Macron (niezależny) i konserwatystę oraz byłego premiera, Francoisa Fillona. Le Pen zaprzeczyła również oskarżeniom wysuwanych przez Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych OLAF, który wysunął zarzuty jakoby Front Narodowy miał tworzyć nieistniejące etaty asystentów parlamentarnych opłacanych z funduszy Unii Europejskiej. Prokuratura badała całą sprawę ponad rok i 15 grudnia 2016 r. przesłała dokumentację do sędziego. Zdaniem Frontu jedno przeszukanie miało miejsce już rok temu, i nic nie wykazało. Ta nowa medialna nagonka ma być efektem coraz lepszych notować Le Pen, która wygrywa pierwszą turę wyborów prezydenckich, lecz w drugiej przegrywa z Macronem – różnica w sondażach ulega ciągłemu zmniejszeniu
Źródło: Marine Le Pen,
https://www.wprost.pl/swiat/508196/Marine-Le-Pen-Francuskie-wladze-poddaja-sie-wplywom-USA.html, [dostęp dn. 20.02.2017[;CC-BY-SA-3.0.
Głód został ogłoszony w części najmłodszego państwa jaki jest Sudan Południowy, i jest to pierwszy taki przypadek od sześciu lat – zagrożenie stanem głodu wciąż istnieje na obszarze Sudanu, Jemenu oraz północno-wschodnie części Nigerii.
Według wstępnych obliczeń strony rządowej oraz Organizacji Narodów Zjednoczonych bezpośrednio na głód narażonych jest około 100 tysięcy obywateli, a kolejny milion stoi na skraju sytuacji zagrażającej życiu z powodu niedożywienia. Jako główne przyczyny tej sytuacji podaje się permanentną wojnę domową, która z przerwami trwa od uzyskania niepodległości oraz załamanie gospodarki. Obecnie najgorsza sytuacja jest w stanie Unity, ale sytuacji jest niestabilna i może rozprzestrzenić się na inne sąsiednie obszary.
Agencje ONZ takie jak Światowy Program Żywności WFP, czy UNICEF poinformowały, że około 4,9 miliona obywateli Sudanu Południowego pilnie potrzebują żywności. Według ONZ stan głodu występuje wtedy, gdy: minimum 20% gospodarstw domowych na danym obszarze boryka się z niedoborem żywności, stopa niedożywienia przekroczyła 30%, a próg śmiertelności z powodu głosu przekracza poziom 2 na 10 tysięcy osób w jednym dniu. Sama deklaracja stanu głodu nie skutkuje działaniami ze strony społeczności międzynarodowej, ale ma znaczenie informacyjne i zazwyczaj humanitarne akcje są prowadzone. Ostatnia sytuacja głodu w Sudanie Południowym miała miejsce w 1998 r. podczas wojny wyzwoleńczej.
Źródło: Mapa Sudanu Południowego,
http://www.polgeonow.com/2011/11/south-sudan-gains-further-recognition.html, [dostęp dn. 20.02.2017]; license: CC-BY-SA.
Rosyjski ambasador przy ONZ, Vitaly Churkin, który parę dni temu obchodził 65. urodziny, nagle zmarł podczas pełnienia obowiązków w Nowym Jorku. Informację podało ministerstwo spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej.
Churkin objął stanowisko ambasadora w 2006 r. i znany był jako rzeczowy dyplomata, który dobrze służył swemu państwu. Rosyjski prezydent Władimir Putin wyraził smutek, a w komunikacie podkreślono talenty „wybitnego dyplomaty”. Wielu kolegów Churkina również wyraziło smutek z tej niespodziewanej straty. W komentarzach dyplomaci zwracają uwagę na to jaki to był dobry dyplomata i trudny nieraz przeciwnik.
Do wyborów prezydenckich w Zimbabwe jeszcze ponad rok czasu, lecz rządzący Afrykański Narodowy Związek Zimbabwe – Front Patriotyczny ZANU-PF wraz ze swym charyzmatycznym liderem, obecnym prezydentem Robertem Gabrielem Mugabe, już rozpoczął przedwyborczą kampanię.
Światowe środki masowego przekazu zwróciły uwagę na wypowiedź wiekowego już przywódcy państwa (92 lata). Żona Mugabe – Grace, stwierdziła podczas wiecu partii rządzącej w Buhera na południowy-wschód od Harare, że w przypadku śmierci jej męża to nawet jako trup mógłby wystartować w wyborach i je wygrać. „Pewnego dnia, gdy Bóg o tym zdecyduje, i Mugabe umrze, jego zwłoki zostaną wystawione jako kandydat na karcie do głosowania”. Te słowa zapewne nie zwróciłyby większej uwagi komentatorów sytuacji politycznej w Zimbabwe, gdyby nie fakt, że pozycja Grace Mugabe jest coraz silniejsza. Jej rola w ZANU-PF z miesiąca na miesiąc rośnie. Zdaniem pierwszej damy Zimbabwe, obywatele zagłosowaliby nawet na zwłoki prezydenta Mugabe, by okazać wielką miłość jaką go darzą.
Robert Gabriel Mugabe rządzi państwem od uzyskania niepodległości z rąk Wielkiej Brytanii w 1980 r.
Źródło: Robert Mugabe i Grace Mugabe,
http://www.morningnewsusa.com/robert-mugabe-dead-wife-grace-to-succeed-africas-oldest-leader-23121592.html, [dostęp dn. 18.02.2017]; Wikimedia Commons cc.
Na samym początku był symbolem walki z segregacją rasową i miał status podobny do tego, którym cieszył się Nelson Mandela. Jednakże walka z politycznymi przeciwnikami, przemoc etniczna i przejmowanie ziemi z rąk obywateli europejskiego pochodzenia skutkowało tym, że Mugabe ma opinię tyrana, a państwo od lat stoi na skraju bankructwa – wcześniej było nazywane spichlerzem Afryki.
W ostatnim czasie prezydent Mugabe wycofuje się z politycznej aktywności pomimo, że ZANU-PF ponownie wybrało go na swego kandydata w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Pogłoski o złym stanie zdrowia prezydenta są konsekwentnie dementowane, głównie przez pierwszą damę. Komentatorzy podkreślają jednak, że aktywność Grace Mugabe może sugerować, że to ona jest uważana za potencjalną następczynię.
Podczas 53. Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium, Kanclerz Republiki Federalnej Niemiec Angela Merkel powiedziała, że relacje z Federacją Rosyjską pozostają trudne, lecz jej zdaniem kluczowym winna być walka z międzynarodowym terroryzmem. W tym aspekcie widzi ona możliwość współpracy z Moskwą.
Terroryzm, zwłaszcza będący dziełem fundamentalistów islamskich – i walka z nim – to zdaniem Merkel obszar wspólnych zainteresowań, gdzie jest możliwa wspólna praca. Niemiecka Kanclerz wypowiedział te słowa wiedząc, że wśród uczestników konferencji jest wiceprezydent Stanów Zjednoczonych, Mike Pence.
Merkel w sposób niebudzący wątpliwości krytycznie odnosiła się do projektu nowej amerykańskiej administracji, który zakazywał wjazdu do USA obywatelom siedmiu państw muzułmańskich. Zdaniem Merkel to nie islam jest źródłem terroryzmu, a same rządy państw muzułmańskim na swoich barkach niosą ciężar walki, przykładowo z Państwem Islamskim (ISIS). Jednocześnie zapewniła, że do 2024 r. RFN osiągną poziom 2% PKB wydatków na obronność, o co tak bardzo nalegają Stany Zjednoczone. Co ciekawy, obecne sugestie Merkel o współpracy z Rosją w kwestii zwalczania fundamentalistów, mogą być odbierane jako próba przekonania sojuszników do złagodzenia politycznego kursu względem Moskwy. Sam Mike Pence podkreślił, że USA będą dalej wspierać NATO i uważają sojusz za bardzo ważny. Poza tym, zapewnił dalszą walkę z ISIS, USA pozostaną liderem demokratycznego świata, nie dopuszczą do wyprodukowania przez Iran broni atomowej i będą naciskać Rosję do przestrzegania porozumień z Mińska.
Źródło: Mike Pence,
http://www.ipwatchdog.com/2016/11/11/mike-pence-provides-substance-trumps-patent-policies/id=74631/, [dostęp dn. 18.02.2017]; CC-SA 3.0.
Jak donosi agencja Reutera, Francja uważa pozycję Stanów Zjednoczonych w kwestii konfliktu izraelsko-palestyńskiego za „niejasną i niepokojącą”. Francuski minister spraw zagranicznych Jean-Marc Ayrault w ten sposób odniósł się do słów prezydenta USA, Donalda Trumpa, który podkreślił konieczność rozwiązania konfliktu bliskowschodniego, lecz nie doprecyzował co to ma znaczyć.
W wypowiedzi wyraźnie można było usłyszeć, że rozwiązanie polegające na uznaniu istnienia dwóch państw – izraelskiego i palestyńskiego – nie jest bezwzględnie popierane. Ayrault spotkał się w Bonn na spotkaniu ministrów spraw zagranicznych państw G20 z amerykańskim sekretarzem stanu, Rexem Tillersonem. Jak sam powiedział, dostał od swego odpowiednika z USA gwarancję w sprawie stanowiska odnośnie Rosji, lecz nic konkretnego w kwestii bliskowschodniej. Francuski minister spraw zagranicznych nie ukrywał, że dążył do rozmowy z Tillersonem, w której nawiązał do rozmowy Trumpa z izraelskim premierem, Benjaminem Netanyahu. Chciał, by Amerykanie wiedzieli, że dla Francji rozwiązanie dwupaństwowe jest najlepsze i za takim będą optować. Odnośnie Rosji, Ayrault dostał zapewnienie od amerykańskiego sekretarza stanu, że sankcje zostaną zniesione dopiero wtedy, gdy porozumienie z Mińska będzie respektowane, a walki na wschodzie Ukrainy ustaną. Uznał jednak, że postawa USA jest obecnie zbyt „ogólna” i musi wkrótce zostać doprecyzowana.
Źródło: Rex Tillerson,
http://www.timesofisrael.com/trump-said-to-choose-exxon-ceo-tillerson-as-secretary-of-state/, [dostęp dn. 16.02.2017]; CC BY Wimedia/premier.gov.ru.
W udzielonym wywiadzie Ayrault odniósł się do swojej wizyty w Teheranie. Stwierdził, że wraca z Iranu w pozytywnym nastroju – wszystkie strony są zainteresowane wdrożeniem porozumienia odnoszącego się do irańskiego programu nuklearnego. Głównym powodem, że jeszcze to nie nastąpiło miały być perturbacje w Syrii i Iraku, gdzie siły rządowe walczą z islamskimi fundamentalistami.
Departament Obrony Stanów Zjednoczonych wydał nieoficjalne zalecenie, by nowa amerykańska administracja kierowana przez prezydenta Donalda Trumpa, rozważyła rozmieszczenie regularnych wojsk w ogarniętej wojną Syrii. Celem tego ma być walka z wciąż groźnym Państwem Islamskim (ISIS).
Prezydent Trump od początku swej kadencji naciska na urzędników, by ci znaleźli sposób na przyspieszenie walki z fundamentalistami islamskimi. Według anonimowego informatora BBC, Pentagon przygotowuje całą serię rekomendacji dla amerykańskiego przywódcy wśród których jest rozlokowanie żołnierzy w Syrii. Czy prezydent Trump się na to zdecyduje, trudno powiedzieć. Od pewnego czasu pojawiają się informacje, że na ziemi syryjskie operują amerykańskie jednostki specjalne. Nikt jednak tego oficjalnie nie potwierdził.
Podczas swojej pierwszej podróży do Europy, amerykański sekretarz obrony Jim Mattis ostrzegł państwa członkowskie organizacji Paktu Północnoatlantyckiego (NATO), iż w przypadku nie respektowania reguły zwiększania wydatków na obronność, USA zmodyfikują swój udział i poparcie dla samego sojuszu. Jednocześnie podkreślił, że niektóre państwa nie powinny ignorować zagrożenia polityką Federacji Rosyjskiej.
W oświadczeniu przesłanym do dziennikarzy, po spotkaniu ministrów obrony państw członkowskich NATO, które odbyło się za zamkniętym drzwiami możemy przeczytać, że zdaniem Mattisa „Ameryka nie może dbać bardziej o przyszłość swoich dzieci, niż one same”. Niskie nakłady niektórych państw na obronność było powodem pewnych niesnasek od pewnego czasu, lecz to właśnie nowy amerykański prezydent Donald Trump w sposób tak wyraźny uzależnił pomoc USA od respektowania ustaleń odnośnie poziomu wydatków na zbrojenia. Obecnie budżet NATO w 70% jest finansowany z dotacji Stanów Zjednoczonych. Jednakże nowa amerykańska administracja nie odżegnuje się od dalszego udziału w strukturach Paktu, zaznaczając jednocześnie, że dotychczasowa „przestarzała” formuła musi ulec modyfikacji.
Zdaniem Amerykanów wydatki na obronność na poziomie 2% PKB jest wykonalne i wszystkie kraje członkowskie powinny do tego dążyć. W komentarzach pojawia się słowo „ultimatum”, które ma odnosić się do roku 2017 jako testu dla sojuszników Ameryki. Co ciekawe, bogate europejskie kraje takie jak Belgia, Holandia i Dania mają największe problemy z realizacją założeń zwiększonych wydatków obronnych. Inna sytuacja jest w krajach bałtyckich, czy Rumunii, gdzie poziom 2% winien być osiągnięty w krótkim czasie.
Przyrodni brat przywódcy Korei Północnej został zamordowany w stolicy Malezji, Kuala Lumpur. Kim Dzong Nam był starszym przyrodnim bratem dla Kim Dzong Una. Uznaje się, że utrata możliwości przewodzenia Korei Północnej przez Kim Dzong Nama była powodem jego ucieczki z ojczyzny.
Według policji Malezji, za zamachem stały dwie kobiety, które miały rzekomo użyć spreju i rozpylić jakąś substancję w kierunku oczu zmarłego – pojawiają się też informację, że użyły igły lub szmatki nasiąkniętej jakąś substancją; przebieg wydarzeń nie został ostatecznie ustalony.
Kim Dzong Nam planował wylot do Makau i używał paszportu na inne dane osobowe: Kim Chol. Jako datę urodzenia w paszporcie wpisano 10 czerwica 1970 r., podczas gdy Nam urodził się 10 maja 1971 r. Problemy z identyfikacją zmarłego spowodowały, że informacja o śmierci została podana do publicznej wiadomości 24 godziny po samym ataku. Po wydarzeniu Nam natychmiast został przetransportowany do pobliskiego szpitala, lecz zmarł w drodze. Już pojawiają się podejrzenia, że za zamachem stał przyrodni brat i lider Korei Północnej, Kim Dzong Un. Obaj są synami zmarłego w 2011 r. Kim Dzong Ila.
W środę, 15 lutego 2017 r., odbędą się w Indonezji wybory samorządowe. W tym jednym z najgęściej zaludnionych państw świata wybrani zostaną między innymi gubernatorzy prowincji. Jednak do najważniejszego starcia dojdzie w stolicy, Dżakarcie.
Niektórzy analitycy uważają, że wybór gubernatora stołecznego może być polityczną trampoliną do przyszłych wyborów prezydenckich. Jednakże przedwyborcza kampania do tej pory nie napawała optymizmem. Pojawiały się sugestie, że same wybory mogą pogłębić religijne animozje. O funkcję gubernatora Dżakarty walczy trzech liczących się kandydatów. Pierwszym z nich jest chrześcijanin chińskiego pochodzenia, Basuki Tjahaja Purnama. Pozostali dwaj to muzułmanie. Sama kampania była brutalna, a kwestie religijne były bezpardonowo wykorzystywane. Zwłaszcza muzułmańscy kandydaci wykazywali się w tej materii dużą aktywnością, co skutkowało wzrostem religijnych napięć. Sam Purnama był oskarżany o znieważenie Koranu, co skutkowała wyjściem mieszkańców na ulicę – skandowano, by w wyborach nie popierać wyznawców religii innych niż islam. Główni kontrkandydaci Purnamy to Agus Yudhoyono, który jest synem byłego prezydenta Susilo Bambang Yudhoyono, oraz były minister edukacji, Anies Baswedan. Sam Purnama zastępca gubernatora Dżakarty, gdy urząd pełnił obecny prezydent kraju, Joko Widodo.
Indonezja oficjalnie jest państwem świeckim i żadna religia nie jest uprzywilejowana. Faktem pozostaje, że wyznawców islamu jest ponad 80%. Uważa się, że zwycięzca walki o stanowisko gubernatora Dżakarty będzie miał realne szanse na zwycięstwo w wyborach prezydenckich w 2019 r. Policja zaangażowała do zabezpieczania procesu wyborczego 75 tysięcy funkcjonariuszy, z których 16 tysięcy oddelegowano do Dżakarty. Również niektóry organizacje muzułmańskie zapowiedziały wysłanie kilkudziesięciu tysięcy „obserwatorów” – te same, które były aktywne podczas wieców przeciwko Purnamie. Wyniki wyborów mają zostać ogłoszone dwa tygodnie później, a w przypadku nie uzyskania wymaganej liczby głosów, w maju zostanie przeprowadzona druga tura.
Agencja Reutera poinformowała, że siły powietrzne Iraku przeprowadziły nalot na dom, gdzie rzekomo miał przebywać lider terrorystycznego Państwa Islamskiego, Abu Bakr al-Baghdadi.
Agencja powołuje się na irackie kręgi wojskowe, które uzyskały informacje o spotkaniu mające zgromadzić liderów sławnej organizacji fundamentalistycznej. Nie określono na ile atak okazał się skuteczny. Siły powietrzne Iraku miały wykorzystać własne samoloty F-16 do nalotu. Zginąć miało rzekomo 13 dowódców ISIS, lecz wśród listy ofiar nie ma nazwiska al-Baghdadi, co było głównym celem operacji. Opisane wydarzenie miało mieć miejsce na zachodzie Irak. Ponadto przeprowadzono trzy inne naloty, w wyniku których zginąć miało 64 bojowników. Prawdziwe nazwisko al-Baghdadi brzmi Ibrahim al-Samarrai i już kilkukrotnie przeprowadzano zamachy na jego życie.
W mieście Lahore, w pobliżu siedziby zgromadzenia prowincji Pendżab, doszło do eksplozji, która kosztowała życie 13 osób i raniła kolejne 83 osoby. Inspektor policji na obszar prowincji, Mushtaq Sukhera potwierdził, że wśród ofiar jest pięciu funkcjonariuszy. Bomba wybuchła podczas protestu zorganizowanego przez pakistańskich pracowników sektora chemicznego i farmaceutycznego. Zamachowiec samobójca wysadził się w momencie, gdy policjanci i protestujący negocjowali sposób dalszego prowadzenia i zabezpieczenia manifestacji. Rzecznik organizacji Jamaat-ur-Ahrar, którą klasyfikuje się jako pakistański odłam Talibów, potwierdził odpowiedzialność formacji za zamach. Podkreślił, że jest to pierwszy z szeregu wielu zamachów skierowanych przeciwko władzom Pakistanu. Ta sama organizacja przyznała się rok temu do zorganizowania zamachu w tym samym mieście, który kosztował życie, aż 70 osobom.
Większość komentatorów podkreśla, że bezpieczeństwo w Pakistanie w ostatnim czasie znacznie się polepszyło, lecz zagrożenie ze strony Talibów i Państwa Islamskiego ISIS jest wciąż duże. Premier Pakistanu Nawaz Sharif zapewnił, że władza będzie dalej zwalczać wszelkie przejawy terroryzmu. Co ciekawe w Lahore pakistańskie władze planowały zorganizować krajowy turniej krykietowy. Plany te po ostatnich wydarzeniach mogą zostać zniwelowane i jak do tej pory turniej może zostać zorganizowany w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
W kontrolowanej przez Indie części Kaszmiru doszło do starć między siłami bezpieczeństwa, a bojownikami. Co najmniej 8 osób zginęło w wyniku wymiany ognia i tuż po niej.
Siły bezpieczeństwa miały wejść do wsi Frisal w dystrykcie Kulgam, gdzie rzekomo schronili się bojownicy propakistańscy. W wyniku wymiany ognia zginęło dwóch członków sił rządowych, czterech bojowników i jeden cywil. Dwóch żołnierzy zostało rannych. Kolejny mężczyzna zmarł w szpitalu po tym, jak po starciu doszło do spontanicznego protestu – kolejne 12 osób zostało rannych, a wszystko po tym jak siły bezpieczeństwa otworzyły ogień do protestujących. Zdaniem policji trzej bojownicy uciekli.
Miejsce starcia - wioska Frisal - to nie było przypadkowe miejsce, a według źródeł rządowych miał tam dojść do spotkania członków dwóch organizacji: Hizbul Mujahideen (założona przez Muhammada Ahsana Dara w 1989 r. formacja separatystyczna) i Lashkar-e-Taiba (powołana do życia w 1987 r. i dążąca do zjednoczenie Kaszmiru pod władzą Pakistanu). Obie uznawane są za terrorystyczne przez społeczność międzynarodową. Od 2003 r. między Pakistanem i Indiami obowiązuje rozejm odnośnie spornych terytoriów Dżammu i Kaszmiru. Jednakże od 2016 r. obserwuje się wzrost aktywności różnych formacji terrorystycznych i separatystycznych. W wrześniu 2016 r. podczas ataki na bazę wojskową zginęło 19 żołnierzy hinduskich. Dwa miesiące później ostrzał z terytorium Indii skutkował trafieniem w autobus i śmiercią 9 osób. Obie strony uważają, że dochodzi do łamania kruchego rozejmu, a winna ma być strona przeciwna. Światowa opinia jest zaniepokojona pogarszającymi się relacji Indii z Pakistanem w związku z posiadaniem przez oba państwa broni jądrowej.
Źródło: http://www.wefightcensorship.org/censored/india-cannot-stand-media-neutrality-kashmir-border-disputeshtml.html, [dostęp dn. 12.02.2017]; Creative Commons CC BY-NC-SA 3.0.
Jak donosi BBC, według wstępnych wyników sondażowych po referendum w sprawie uproszczenia procedury przyznania obywatelstwa, zwyciężyli w Szwajcarii zwolennicy zmian.
Aż 59% wyborców miało opowiedzieć się za rządowym projektem. Zgodnie z dotychczasowymi procedurami, osoba urodzona w Szwajcarii lub długo przebywająca (mowa o sytuacji, gdy rodzice nie są Szwajcarami), musiała czekać i mieszkać w kraju 12 lat, by złożyć sam wniosek. Następnie przechodził testy i rozmowy z urzędnikami. Cała procedura przyznania obywatelstwa była długotrwała i kosztowna.
Głównym celem projektu zmian, które poddano pod referendum, było umożliwienie trzeciej generacji imigrantów uzyskanie szwajcarskiego obywatelstwa. Tym samym te osoby, których rodzice i dziadkowie przebywali na stałe w Szwajcarii, będą mogły złożyć wniosek bez konieczność przeprowadzenia testów i rozmów z urzędnikami. Zwolennicy zmian argumentowali, że jest dziwnym sprawdzać proces asymilacji tych mieszkańców, którzy urodzili się i całe życie mieszkali w danym państwie. Do największych przeciwników zmian należy zaliczyć prawicową Szwajcarską Partię Ludową SVP, która podkreślała w przedreferendalnej kampanii, że projekt umożliwi dużej liczbie osób szybko uzyskać obywatelstwo, a samych imigrantów w Szwajcarii oblicza się na 25% wszystkich mieszkańców – pojawił się zarzut o możliwości „islamizacji kraju”. Według strony rządowej sam projekt obejmie 25 tysięcy osób, głównie pochodzenia włoskiego. Należy jednak zauważyć o sporej liczbie imigrantów z obszaru Bałkan i Turcji, którzy też mogliby skorzystać ze zmian. Ciekawe na ile projekt zostanie wykorzystany do prawnego umożliwienia przebywania w kraju nowej fali migracyjnej, z którą boryka się Europa (?).
Zgromadzenie Federalne wybrało dziś nowego prezydenta Republiki Federalnej Niemiec. Został nim były prawnik, wicekanclerz i minister spraw zagranicznych, Frank-Walter Steinmeier. Zdobył 931 z 1 260 głosów. Ten socjaldemokrata, który ma obecnie 61 lata, cieszy się w badaniach największym zaufaniem spośród niemieckich polityków. W samym
Zgromadzeniu uczestniczą deputowani izby niższej Bundestagu oraz delegaci 16 parlamentów z krajów związkowych (Landtagów).Jeśli chodzi o sam urząd prezydenta Niemiec, to nie wiążą się z nim żadne wyjątkowe uprawnienia, czy prerogatywy. Jednakże osoba pełniąca taki urząd reprezentuje kraj poza granicami i cieszy się olbrzymią estymą. Stanowi symbol narodowej jedności, a obywatele darzą ją szacunkiem. Zazwyczaj publiczne wypowiedzi Steinmeiera nie budziły większych kontrowersji, ale w ostatnim czasie zdarzały się mu zdania, które zaczęły go wyróżniać. Krytycznie odnosił się do Donalda Trumpa, który w 2016 r. wygrał wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych i sugerował ochłodzenie relacji amerykańsko-niemieckich. Ostatnio dał się też poznać jako krytyk „polityki strachu” i prawicowego populizmu. Oficjalne zaprzysiężenie nowego prezydenta nastąpi 19 marca 2017 r. Do tego czasu funkcję głowy państwa będzie pełnił dotychczasowy prezydent Joachim Gauck, który zrezygnował z ubiegania się o drugą pięcioletnią kadencję ze względu na swój wiek (77 lat).
Źródło: Frank-Walter Steinmeier,
http://www.voltairenet.org/article192660.html, [dostęp dn. 12.02.2017]; license CC BY-NC-ND.
Jak donosi południowokoreańska agencja informacyjna Yonhap, Korea Północna wystrzeliła niezidentyfikowany pocisk balistyczny. Jest to o tyle niepokojące, że w 2016 r. Phenian przeprowadził szereg testów z użyciem broni jądrowej. Poza tym, w styczniu 2017 r. północnokoreański przywódca Kim Dzong Un zapowiedział, że wkrótce jego kraj będzie zdolny przenosić ładunki jądrowe przy użyciu rakiet dalekiego zasięgu.
Działania Korei Północnej budzą zaniepokojenie nie tylko sąsiadów, lecz także całej światowej opinii publicznej. Od pewnego czasu Stany Zjednoczone podkreślały, że sojusz z Koreą Południową jest kluczowy, a kolejny test Korei Północnej spotka się z ostrą reakcją. Należy spodziewać się w najbliższym czasie jakichś działań Waszyngtonu. Już pojawiają się głosy, że amerykańskie elementy systemu obrony przeciwrakietowej mogłyby zostać rozmieszczone na południu półwyspu koreańskiego.
Źródło: Kim Dzong Un,
http://historia.org.pl/2013/08/31/egzekucja-bylej-kochanki-kim-dzong-una-zemsta-zazdrosnej-zony-czy-element-gry-politycznej/, [dostęp dn. 11.02.2017]; CC-BY-SA-2.0.
Zaledwie godzinę po protestach pod „zieloną strefą” w stolicy Iraku, Bagdadzie – na terenie której znajdują się budynki rządowe oraz ambasady – doszłodo serii eksplozji spowodowanych ostrzałem rakietowym. Nie ma doniesień, by w wyniku ostrzały ktoś zginął, lub został ranny, ale sam protest pochłonął 5 ofiar, a ponad 200 osób zostało rannych.
Protestujący, którzy domagali się reform prawa wyborczego, starli się ze służbami porządkowymi, które musiały użyć gazu łzawiącego. Doszło do szturmu samej „zielonej strefy”. Protestujący, którzy byli zwolennikami szyickiego duchownego Moqtada al-Sadr domagali się zmian zwłaszcza w komisji wyborczej, mającej nadzorować najbliższe wybory powszechne. Główny zarzut polega na tym, że członkowie komisji zostali wybrani według klucza partyjnego, a to uniemożliwia rzetelne przeprowadzenie wyborów. Do tej pory nikt nie przyznał się do ataku. Według nieoficjalnych informacji pochodzących z kręgów rządowych, rakiety typu Katiusza zostały wystrzelone z bagdadzkiej dzielnicy Baladiyat, gdzie al-Sadr ma znaczne poparcie.
Wniosek o wotum nieufności wobec koalicyjnego rządu w Rumunii nie uzyskał wymaganej większości. Odbyło się to po serii masowych protestów przeciwko projektowi rządu, który w sposób znaczący łagodził sankcję i środki antykorupcyjne.
Trzy partie koalicyjne wstrzymały się od głosu w trakcie głosowania nad wotum nieufności. Tym samym wnioskodawcy nie uzyskali wymaganych 50%. Kolejne protesty zaplanowane zostały w najbliższy weekend. Zdaniem protestujących rząd okazał niewiarygodny, a premier po tym jak porzucił pomysł złagodzenia przepisów antykorupcyjnych, oprotestowane przepisy będzie chciał wprowadzić innymi drogami. Za najbardziej skandaliczne zmiany uznany skalę nadużycia. Według rządowej propozycji ścigane byłyby te nadużycia, których suma wszystkich nielegalnie środków byłaby większa niż 44 tysiące euro. Tym samym ekipa rządowa mogłaby doprowadzić do wypuszczenia z więzienia sporej liczby urzędników skazanych właśnie za korupcję. Rząd argumentował, że celem nowych przepisów jest ich dostosowanie do konstytucji oraz rozwiązanie problemu przeludnienia w więzieniach.
Prezydent Rumunii Klaus Iohannis oskarżył główną partię rządzącą (Partia Socjaldemokratyczna PSD) o „pogrążanie państwa w kryzysie z użyciem dziwnej strategii kamikadze”. PSD wygrała ostatnie wybory parlamentarne, które miały miejsce 11 grudnia 2016 r. Zwycięstwo było zdecydowane i wyniosło blisko 46%. W najbliższym czasie rumuński Trybunał Konstytucyjny ma orzec, czy oprotestowany społecznie i już wycofany dekret nr 13 był zgodny z ustawą zasadniczą. Sam prezydent, który wywodzi się z obecnie opozycyjnego ugrupowania o nazwie Partia Narodowo-Liberalna PNL (drugie miejsce w ostatnich wyborach – nieco ponad 20% – i najważniejsza formacja opozycyjna) stwierdził, że za wcześnie by myśleć o przedterminowych wyborach, ale rząd musi przedstawić projekt reform. Obecne protesty w Rumunii uważa się za największe od 1989 r.
W 2016 r. rząd Kenii podjął decyzję o zamknięciu obozu dla uchodźców Dadaab. Przebywa w nim według różnych szacunków około 260 tysięcy osób. Są to głównie Somalijczycy, którzy uciekli z kraju przed wojną i terroryzmem. Obóz Dadaab uważany jest za największy na świecie. Wraz z jego zamknięciem, kenijskie władze planowały siłową repatriację przebywających w nim Somalijczyków. Sam termin tego faktu był przesuwany. Ostatnio sugerowano, że mogłoby się to wydarzyć wraz z końcem maja 2017 r. Głos jednak zabrał Sąd Najwyższy Kenii. Sędzia w wyroku stwierdził, że decyzja o zamknięciu w połączeniu z przymusową repatriacją byłaby równoznaczna z „aktem grupowego prześladowania”.
Rząd decyzję argumentował kwestiami bezpieczeństwa. Sugerowano, że ataki somalijskiej fundamentalistycznej organizacji al-Shabab na kenijskiej ziemi były możliwe, gdyż niektórzy z uchodźców przebywających w Dadaab mieli sprzyjać islamskim bojownikom. Sam obóz został założony w 1991 r., a niektórzy z uchodźców mieszkają w nim od ponad 20 lat. Skargę na decyzję kenijskiego rządu do Sądu Najwyższego złożyli: Kenijska Krajowa Komisja Praw Człowieka oraz grupa lobbingowa Kituo Cha Sheria. Argumentowali przy tym, że zamknięcie obozu byłoby formą dyskryminacji oraz złamaniem zapisów prawa międzynarodowego. (BBC)
Rząd Gwinei Równikowej podjął decyzję o przeniesieniu swojej siedziby z przybrzeżnej stolicy Malabo, do jeszcze nieukończonego „miasta przyszłości” położonego głęboko w dżungli o nazwie: Djibloho.
Wybudowanie nowego miasta za pieniądze pochodzące ze sprzedaży ropy jest projektem prezydenta kraju, Teodoro Obianga Nguema. Członkowie parlamentu będą w Djibloho, znanym też jako Oyala, obradować przez trzy miesiące. Premier Francisco Pascual Obama Asue, który będzie przewodniczyć obradom, ostrzegł że deputowanych czeka ciężka praca, a nie odpoczynek. Samo „miasto przyszłości” znajduje się w otoczeniu kilku parków narodowych i niedaleko granicy z Gabonem. Oprócz siedziby parlamentu wybudowano tam: pięciogwiazdkowy hotel, pole golfowe i uniwersytet. Gwinea Równikowa jest trzecim w Afryce producentem ropy naftowej – i jednym z najbiedniejszych państw afrykańskich. Trudno też mówić, by było to państwo demokratyczne.
Dnia 8 lutego 2017 r. w hangarze lotniczym członkowie parlamentu wybrali nowego prezydenta Somalii. Były premier Mohamed Abdullahi "Farmajo" Mohamed pokonał niespodziewanie prezydenta Hassana Sheikha Mohamuda. Same wybory odbyły się w silnie strzeżonym hangarze w stolicy kraju Mogadiszu.
Obecnie, znaczne obszary Somalii są niebezpieczne, a rząd centralny ma ograniczone możliwości działania. Na czas głosowania ruch lotniczy na stolicą został całkowicie zakazany. Było to podyktowane obawami ataku fundamentalistów islamskich. Sama liczba ataków terrorystycznych w ostatnich dniach znacznie wzrosła. Demokratyczne wybory w Somalii nie miały miejsca od 1969 r., a kraj rozrywany jest konfliktami religijnymi, starciami między jednostkami milicji klanowych oraz niedemokratycznymi reżimami. Przeprowadzone wybory mają stanowić kamień milowy w procesie stabilizacji kraju. Unia Afrykańska utrzymuje w Somalii ponad 20-tysięczne siły, których głównym celem jest zwalczanie fundamentalistów religijnych z organizacji al-Shabab. Mohamed uważany jest za nacjonalistę. Wielu Somalijczyków wyszło na ulicę ciesząc się z jego zwycięstwa – Mahamud uważany był za polityka wykreowanego przez nielubianą Etiopię. W drugiej turze zwycięzca dostał 184 głosy w stosunku do 97 zdobytych przez ustępującego prezydenta, który uznał zwycięstwo rywala.
Źródło: Mohamed Abdullahi "Farmajo" Mohamed,
http://www.mwcnews.net/news/africa/63641-somalia-president.html, [dostęp dn. 08.02.2017]; Creative Commons Attribution-NonCommercial-NoDerivs 3.0 Unported License.
Uważany za najważniejszego rosyjskiego opozycjonistę, Alexei Navalny został skazany na pięć lat więzienia za rzekomą defraudację pieniędzy spółki Kirovles działającej w branży drzewnej. Chodzi o kwotę 500 tysięcy rubli, czyli około 8,5 tysiąca dolarów amerykańskich.
Sam proces jest podważany nie tylko przez skazanego, ale także przez społeczność międzynarodową. Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, że postępowanie przed pierwszą instancją w sądzie w Kirovie odbyło się z pogwałceniem zasad. Na uwagę zasługuje fakt, że wyrok skazujący może uniemożliwić Navalny’emu kandydadowanie w wyborach prezydenckich w Rosji, które są zaplanowane na 2018 r. Sam skazany zapowiedział, że i tak będzie kandydował, lecz prawnie może okazać się to niemożliwym. Co ciekawe, Navalny swoją kampanię wyborczą skupił na walce z korupcją w kręgach rządowych, na Kremlu.
Według wstępnych informacji w wyniku samobójczego zamachu zginęło 20 osób, a 41 zostało rannych – 10 poszkodowanych jest w stanie krytycznym. Celem ataku był Sąd Najwyższy w stolicy Afganistanu, Kabulu.
Wszystkie ofiary to cywile. Zamachowiec jako miejsce samobójczego ataku wybrał parking, z którego korzystali pracownicy Sądu, wracający po pracy do domu. Jest to kolejny przykład terroru, który w ostatnim czasie się nasilił. Podejrzewa się, że za całą serią zamachów stoją obaleni Talibowie. Rzecznik ministerstwa spraw wewnętrznych Afganistanu potwierdził, że zamachowiec był pieszo i miał na sobie kamizelkę z materiałami wybuchowymi. Prezydent Ashraf Ghani nazwał atak zbrodnią przeciwko ludzkości i niewybaczalnym aktem. Tylko w 2016 r. zginęło w zamachach 3 498 osób, co stanowi nieznaczny wzrost w porównaniu z 2015 r. Rząd Afganistanu kontroluje obecnie 2/3 terytorium kraju.
Jak donosi BBC, elitarna jednostka żołnierzy podległa bezpośrednio prezydentowi kraju wszczęła bunt. Wszystko miało się zacząć po tym, jak żołnierze zaczęli strzelać w powietrze w mieście Adiake na południowym-wschodzie kraju, przy granicy z Ghaną. Mieszkańcy schowali się w domach, a szkoły i sklepy pozostają zamknięte.
Żołnierze, którzy wszczęli bunt, oskarżają swoich dowódców o przejęcie części wynagrodzenia mającego być im wypłaconego. Zaledwie miesiąc temu inni żołnierze, w innej części kraju zbuntowali się podając identyczne powody. Jeden z mieszkańców Adiake, nauczyciel miejscowej szkoły poinformował agencję Reutera, że strzelanina rozpoczęła się w obozie sił specjalnych, a gdy żołnierze opuścili koszary, w mieście zapanował chaos. Oblicza się, że zbuntowana jednostka może liczyć około 800 żołnierzy i zaliczana jest do jednej z najbardziej lojalnych wobec rządu i prezydenta Alassane Ouattara. Z komandosami już rozpoczął negocjacje specjalny wysłannik szefa sztabu generalnego. Według niepotwierdzonych informacji, jeden z żołnierzy miał skarżyć się lokalnym mediom, że z pensji, która w przeliczeniu wynosi 400 dolarów amerykańskich, otrzymał zaledwie 80 dolarów. Miasto Adiake znane jest z dużej bazy morskiej, w której szkolone są siły specjalne i jednostki ochrony przybrzeża. Problemy w wojsku, które obecnie obserwujemy, dla wielu są przykładem tego, że proces pokojowy kończący 10-letnią wojnę domową, a rozpoczęty w 2011 r., jest mocno zagrożony.
Kandydat francuskiej centroprawicy na prezydenta, Francois Fillon przeprosił za nieuzasadnione wydatki z budżetu państwa dla członków rodziny. Stwierdził, że nie popełnił przestępstwa, lecz rozumie dlaczego taka praktyka spotkała się ze społeczną krytyką.
W ostatnim czasie kampania przedwyborcza Fillona polega na tłumaczeniu dlaczego jego żona i dwójka dzieci dostawali uposażenie za niewykonanie żadnych prac związanych z pracą w parlamencie – w czasie, gdy Fillon był deputowanym i miał własne biuro. Niektórzy z jego politycznego zaplecza, partii Republikanie sugerują, że powinien ustąpić. Według ostatnich sondaży przedwyborczych, do drugiej tury może przejść kandydat centrowy niezależny Emmanuel Macron oraz liderka skrajnej prawicy Marine Le Pen. Pomimo krytyki Fillon podjął decyzję o dalszym ubieganiu się o prezydenturę. Na swojej stronie internetowej opublikował szczegóły posiadanego majątku oraz wysunął propozycje szeregu zmian w prawie, które dotyczyłyby przepisów odnoszących się prac parlamentu. Francois Fillon ma obecnie 62 lata i jest byłym premierem Francji. Według doniesień medialnych, jego żona Penelope Fillon zarobiła jako asystentka parlamentarna męża ponad 830 tysięcy euro, lecz kwestionuje się to, czy rzeczywiście pracowała. W toku dalszych śledztw dziennikarskich odkryto, że dzieci Fillona, gdy byli jeszcze studentami, również zostali zatrudnieni w charakterze prawników i zarobili po 84 tysiące euro.
Przed wybuchem skandalu, Fillon był liderem wszystkich sondaży przedwyborczych.
Kreml zażądał przeprosin od amerykańskiej stacji telewizyjnej po skandalicznych jej zdaniem wypowiedziach prezentera w trakcie wywiadu z nowym amerykańskim prezydentem, Donaldem Trumpem. Bill O'Reilly, prezenter Fox News, nawał wprost prezydenta Rosji, Władimira Putina, mordercą.
Rzecznik rosyjskiej głowy państwa, Dmitry Peskov zażądał, by „szanowana stacja telewizyjna” wystosowała odpowiednie przeprosiny. W trakcie wywiadu z Trumpem, O'Reilly pytał m. in. o związki Putina z zamachami na życie dziennikarze i oponentów politycznych. Amerykański prezydent odpowiedział, że jest wielu morderców i w Ameryce też, by się takich znalazło. Podkreślił, że bardzo chciałby porozumieć się z Putinem, a Rosji pomóc w walce z islamskim fundamentalizmem i terroryzmem. W samych Stanach Zjednoczonych państwo rosyjskie nie ma dobrej opinii w związku z podejrzeniem udziału w atakach hackerskich mogących mieć wpływ na wynik ostatnich wyborów prezydenckich, w których zwyciężył właśnie Trump. Natomiast amerykański prezydent po samym wywiadzie spotkał się z falą krytyki również ze strony własnego zaplecza politycznego: Partii Republikańskiej. Wielu senatorów krytycznie odniosło się do słów Trumpa, jakoby USA też nie zawsze zachowywało niewinność w swoich działaniach międzynarodowych.
W ciągu kilku tygodni ma zapaść decyzja, czy w Szkocji odbędzie się referendum niepodległościowe. Taką informację podał Ross Greer - deputowany szkockiej partii Zielonych, która jest ważnym sojusznikiem premiera Szkocji Nicola Sturgeona.
Według sondaży, większość Szkotów to nie są zwolennicy rozpisania referendum, lecz zdaniem komentatorów, sama decyzja może zależeć od formy i warunków wystąpienia Wielkiej Brytanii ze struktur Unii Europejskiej. Poprzednie referendum niepodległości, w którym Greer miał olbrzymią role, odbyło się w 2014 r. i zakończyło przegraną zwolenników odrębnej Szkocji. Jednakże, podczas referendum z 2016 r., w którym obywatele Wielkiej Brytanii w większości opowiedzieli się za opuszczeniem UE, większość Szkotów zagłosowała za pozostaniem w unijnych strukturach. Tym samym, same negocjacje warunków Brexitu mogą okazać się dobrą pożywką dla zwolenników niepodległości Szkocji. Ewentualną decyzję szkockiego parlamentu o rozpisaniu referendum, mógłby zablokować brytyjski parlament, lecz skutkowałby to ustrojowym chaosem. Szkocja to jedna z czterech części składowych Wielkiej Brytanii. W parlamencie szkockim, Szkoccy Zieloni oraz Szkocka Partia Narodowa Sturgeona mają większość.
Pod koniec 2016 r. kolumbijski rząd oraz marksistowskie Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii (FARC) podpisały porozumienie pokojowe kończące ponad 50-letnią wojnę i kosztujące życie około 220 tysięcy obywateli. Jednym z elementów traktatu miała być demobilizacja wszystkich członków formacji. Jednakże w ostatnim czasie z kolumbijskich kręgów wojskowych napływają niepokojące informacje. Oblicza się, że nawet 6 000 członków może liczyć FARC, lecz nie wszyscy chcą złożenia broni. Te jednostki, które były odpowiedzialne za produkcję i handel narkotykami oraz nielegalne kopalnie ukryte głęboko w dżungli już zgłaszają sprzeciw względem porozumienia. Pojawiają się opinię, że mogą być one podstawą dla przyszłych zorganizowanych grup przestępczych, z którymi będzie musiał zmagać się rząd centralny.
Sam FARC w ostatnim czasie miał usunąć ze swoich szeregów, aż pięciu własnych lokalnych dowódców. Kolumbijski generał Alberto Jose Mejia w oficjalnym wywiadzie potwierdził, że armia spodziewa się zbrojnego oporu, aż w sześciu punktach państwa, co może sugerować, że wojna domowa w Kolumbii będzie przechodzić w nową fazę. Nawet 300 rebeliantów może odmówić złożenia broni – zdaniem Mejia. Generalnie jednak, sam proces demobilizacji przebiega obecnie w miarę sprawnie.
Jak donosi agencja Reutera, peruwiański wymiar sprawiedliwości przygotowuje nakaz aresztowania dla byłego prezydenta Peru, Alejandro Toledo. Jest on oskarżony o przyjęcie wielomilionowych łapówek od brazylijskiej firmy budowlanej Odebrecht S.A. w latach 2001-2006 (w tym czasie Toledo pełnił urząd głowy państwa).
Były prezydent, który ostatnio był widziany we Francji, zaprzeczył oskarżeniom. Obecnie nie jest znane miejsce, w którym się ukrywa i unika peruwiańskiego wymiaru sprawiedliwości. Obecny prezydent Peru, Pedro Pablo Kuczynski powiedział w wywiadzie radiowym, że bolą go doniesienia o oskarżeniach wobec Toledo. Jeśli miałyby się potwierdzić, to miałaby być zdrada narodu peruwiańskiego. Ucieczka Toledo - zdaniem Kuczynskiego – to zdrada, a były prezydent powinien wrócić do kraju i stanąć przed wymiarem sprawiedliwości. Należy podkreślić, że obecna głowa państwa Peru, w znamiennych latach 2001-2006 pełnił funkcję ministra finansów i premiera. Z tego też powodu sam Kuczynski jest w kręgu zainteresowań wymiaru sprawiedliwości. Firma Odebrecht jest oskarżana o przekazywanie łapówek w różnych państwach Ameryki Łacińskiej w zamian za zwycięstwo w przetargach rządowych na prace publiczne.
Źródło: Pedro Pablo Kuczynski,
http://connectas.org/10-temas-clave-para-comprender-america-latina-esta-semana-2/, [dostęp dn. 05.02.2017]; Foto con licencia Creative Commons tomada de Flickr de Universidad de Piura – Perú.
Rządzący Angolą od 38 lat, prezydent José Eduardo dos Santos (74 lata) potwierdził, że nie wystartuje w nadchodzących wyborach prezydenckich, które zostały zaplanowane na sierpień 2017 r. Zachowa jednak kluczową rolę w rządzącej partii, tj.: Ludowym Ruchu Wyzwolenia Angoli MPLA. Dos Santos już w marcu 2016 r. zapowiadał, że nie zamierza wystartować w nadchodzących wyborach, lecz wielu powątpiewało, czy te zapowiedzi zostaną urzeczywistnione.
MPLA udzieliła oficjalnie poparcia w wyborach ministrowi obrony Joao Lourenco (62 lata) podczas partyjnego zebrania, które miało miejsce 2 grudnia 2016 r. Należy jednak pamiętać, że dos Santos jako weteran wojny o niepodległość Angoli przeciwko Portugalii i lider partii rządzącej, zachowa znaczne uprawnienia. Nie tylko będzie miał wpływ na wybór kandydatów do ciała ustawodawczego, lecz także na wyższe stanowiska w policji i wojsku. Pomimo wojny domowej, która miała miejsce w latach 1975-2002, Angola przeżywa obecnie gospodarczy rozkwit (głównie z powodu znacznych bogactw naturalnych) i wielu obywateli przypisuje zasługi obecnie rządzącym. Tym samym następca Lourenco nie powinien mieć większych problemów z wygraną w sierpniowych wyborach.
Źródło: Prezydent Angoli José Eduardo dos Santos,
https://pt.globalvoices.org/2016/03/12/sera-desta-vez-que-jose-eduardo-dos-santos-deixa-o-poder-em-angola/, [dostęp dn. 03.02.2017]; CC-BY-2.0.
Należy podkreślić, że pomimo bogatych złóż ropy, większość obywateli żyje na skraju ubóstwa. Duża część zysków ze sprzedaży ropy staje się łupem dla partyjnych dygnitarzy i ich rodzin. Ostatnio komentatorzy podkreślają, że wśród obywateli rośnie niezadowolenie i frustracja, lecz za wcześnie by mówić o realnym zagrożeniu dla dominującej pozycji MPLA. Należy też zauważyć, że politycznie partia rządząca i jej liderzy nie mają powodu do obaw, gdyż opozycja jest słaba i nie jest w stanie zagrozić pozycji Ludowemu Ruchowi Wyzwolenia Angoli. Na razie.
Już drugi dzień trwają w Rumunii największe protesty od 25 lat, czyli od obalenia reżimu Nicolae Ceaușescu. Oblicza się, że na ulice w całym kraju mogło wyjść co najmniej 200 tysięcy obywateli. Powodem tego było ścieżka legislacyjna projektu nowej ustawy rządowej. Jej głównym elementem jest częściowa depenalizacja korupcji. Tym samym bardzo wielu urzędników skazanych właśnie za korupcję mogłoby w krótkim czasie opuścić mury więzienia. O ile premier nie chce ustąpić i zapowiada przeprowadzenie projektu do końca, to prezydent Rumunii już zapowiada, że ustawę odeśle do sądu konstytucyjnego celem zbadania treści.
Rumunia jest członkiem Unii Europejskiej od 2007 r. i to za sprawą głównie organów unijnych podjęła szereg działań zmierzających do ograniczenia wszechobecnej zarazy korupcyjnej. Protestujący uważają, że nowa ustawa spowoduje zatrzymanie reform i powrót do czasów sprzed przystąpienia do UE. Poprzednie protesty z 2015 r. spowodowały tylko tyle, że rządząca Partia Socjaldemokratyczna (Partidul Social Democrat PSD) straciła władzę zaledwie na dwa miesiące. W grudniu 2015 r. sformował się nowy rząd PSD na czele z Sorinem Grindeanu. Zgodnie z projektem ustawy za przestępstwo ścigane z urzędu zostaną uznane tylko te sprawy, których wartość przekracza 44 tysiące euro. Zdaniem władz nowe prawo ma taki o to pozytyw, że zniweluje problem związany z przeludnieniem w więzieniach. Zdaniem protestujących PSD chce pomóc swoim sojusznikom. Krytycy podkreślają, że ścieżka legislacyjna jest zbyt krótka – od wniesienia projektu do jego uchwalenia minęłoby zaledwie 10 dni. Ma się to nie podobać m. in. prezydentowi Klausowi Iohannisowi.
W ostatnim czasie miała miejsce rozmowa telefoniczna między nowym prezydentem Stanów Zjednoczonych, Donaldem Trumpem, a premierem Australii, uważanej za bliskiego sojusznika USA, Malcolmem Turnbullem. Jednym z poważniejszych problemów okazała się umowa między oboma krajami podpisana przez poprzednią amerykańską administrację kierowaną przez Baracka Obamę. Zgodnie z nią z Australii mieli zostać przesiedleni uchodźcy do Stanów Zjednoczonych.
Gazeta „The Washington Post” podała, że Trump całą rozmowę miał określić jako „najgorszą” ze wszystkich, które w ostatnim czasie przeprowadził ze światowymi przywódcami. Te okoliczności spowodowały, że cała rozmowa telefoniczna została skrócona. Prezydent Trump wpisał później na Twitterze: „Uwierzycie? Administracja Obamy zgodziła się przyjąć tysiące nielegalnych imigrantów z Australii. Dlaczego? Zbadam tą głupią umowę!”.
Zgodnie z umową do Stanów Zjednoczonych miało zostać przewiezionych około 1 250 uchodźców. Większość z nich to mężczyźni pochodzący z Iraku, Afganistanu i Iranu. Australia trzyma ich w obozach na Nauru i Papui Nowej Gwinei. Sam Turnbull w pierwszej rozmowie telefonicznej wyraźnie dążył do uzyskania odpowiedzi, co z kontrowersyjną umową po tym, jak Trump podpisał dekret zakazujący wjazdu do USA obywatelom z kilku państw muzułmańskich. Sama rozmowa miała miejsce 29 stycznia 2017 r., ale dopiero teraz dowiadujemy się szczegółów. Miała trwać godzinę, lecz została nagle zakończona po 25 minutach. Turnbull oczekiwał zapewnienia, że nowa administracja będzie honorować umowę podpisaną przez Obamę. Trump miał powiedzieć, że przyjęcie uchodźców byłoby jak wpuszczenie kolejnych zamachowców z Bostonu. W oficjalnym komunikacie po rozmowie podano, że Stany Zjednoczone i Australią pozostają w ścisłym sojuszu, a kontrowersyjna ustawa będzie honorowana. Australijski premier wyraził zaskoczenie, że szczegóły rozmowy z Trumpem ujrzały światło dzienne.
Jak podaje agencja Reutera, powołując się na serbskiego ministra pracy Aleksandara Vulina, po doniesieniach o ataku trzech migrantów na kobietę i jej dziecko niedaleko obozu koło Belgradu, władze Serbii wprowadziły ograniczenia dla uchodźców.
Obóz w dawnych koszarach w miejscowości Obrenovac został założony po tym jak znacznie spadły temperatury. Wielu migrantów przebywało w serbskiej stolicy mieszkając na ulicy. Podjęto decyzję o stworzeniu obozu na obrzeżach Belgradu. Minister pracy Serbii odpowiada również za wszelkie ośrodki dla migrantów. Po doniesieniach o ataku podjęto decyzje o ograniczeniach w przemieszczaniu. Teraz każdy uchodźca będzie musiał mieć wyrobiony dokument tożsamości, a możliwość opuszczenia obozu obwarowana licznymi warunkami. Oblicza się, że w samej Serbii przebywa obecnie 7 000 migrantów, głównie z Afganistanu, którzy wciąż chcą dostać się do Europy Zachodniej przez Węgry. W obozie w Obrenovac przebywa około 500 osób. Oficjalnie tzw. droga bałkańska dla uchodźców jest zamknięta, to nieoficjalnie pisze się o nielegalnych przerzutach migrantów.
Zmarły Etienne Tshisekedi był jednym politykiem z Demokratycznej Republiki Kongo DRK.
Postacią niezwykle barwną. Nie dane mu było mieć realnego wpływu na polityczne wydarzenia – był trzykrotnie premierem, ale zawsze musiał ustępować ze względu na konflikt z prezydentem Mobutu – swoją postawą uświadamiał innych opozycjonistów jak można działać demokratycznymi metodami w państwie targanym wojnami domowymi i obcymi interwencjami.
Swoją polityczną karierę rozpoczął, gdy państwo nazywało się Zair, a władzę dzierżył Mobutu Sese Seko. Tshisekedi ze współpracownikami tworzył rdzeń opozycji również po obaleniu Mobutu w 1997 r., gdy władzę objął Laurent Kabila, a później jego syn Joseph Kabila (prezydent od 2001 r. do chwili obecnej). Był liderem partii o nazwie Union pour la Démocratie et le Progrès Social, która klasyfikowana jest jako centrolewicowa.
Zmarł mając 84 lata w czasie, gdy DRK przeżywa kolejny kryzys: Kabila, którego kadencja upłynęła w grudniu 2016 r., nie chce ustąpić z urzędu i nawet nie myśli o rozpisaniu wyborów.
Źródło: Etienne Tshisekedi,
https://alchetron.com/Etienne-Tshisekedi-867043-W, [dostęp dn. 01.02.2017]; CC BY-SA.
Ostatnie rozmowy mające rozwiązać kryzys polityczny toczyły się z udziałem Tshisekedi i miał być on kluczową postacią w formowanym rządzie przejściowym. Obecnie pojawiają się głosy, by jego syn Felix objął stanowisko premiera we wspomnianym rządzie. Tshisekedi zmarł w Brukseli, gdzie przebywał na badaniach.
Dnia 1 lutego 2017 r. brytyjski parlament wyraził zgodę na rozpoczęcie negocjacji w sprawie wystąpienia Wielkiej Brytanii ze struktur Unii Europejskiej. Pełna procedura legislacyjna powinna się zakończyć 7 marca 2017 r. Zgodnie z decyzją brytyjskiego Sądu Najwyższego, rząd premier Theresy May nie mógł samodzielnie notyfikować zamiaru wystąpienia z UE, po tym jak obywatele podjęli taką decyzją w referendum. Potrzebna do tego okazała się decyzja ciała ustawodawczego, czyli parlamentu.
Po przeprowadzeniu pełnej procedury ustawodawczej, May będzie mogła powołać się na artykuł 50 Traktatu o Unii Europejskiej i rozpocząć dwuletni okres negocjacji warunków wystąpienia. Już wcześniej brytyjska premier zapowiedziała, że uczyni to do 31 marca 2017 r. W sumie 498 deputowanych zagłosowało za projektem ustawy zezwalającym na rozpoczęcie przez May negocjacji, przy 114 głosach przeciwko. Wcześniejszy wniosek szkockich nacjonalistów, którzy uważani są za wielkich zwolenników pogłębiania integracji z Unią Europejską, polegający na odrzuceniu projektu ustawy już w pierwszym czytaniu, nie zyskał aprobaty. Po pierwszym głosowaniu nastąpi bardziej szczegółowy etap procedury ustawodawczej, w którym ustalone zostaną szczegóły. Rzecznik Szkockiej Partii Narodowej, Stephen Gethins powiedział, że wyjście z UE będzie formą „sabotażu” szkockiej gospodarki. W referendum, które miało miejsce w czerwcu 2016 r., mieszkańcy Szkocji i Irlandii Północnej opowiedzieli się w większości za pozostaniem w Unii. Zdecydowały głosy eurosceptyków z Anglii i Walii.