SIEĆ REGIONALNYCH OŚRODKÓW DEBATY MIĘDZYNARODOWEJ






BIULETYN INFORMACYJNY RODM TORUŃ
WIADOMOŚCI ZE ŚWIATA
MARZEC 2019

28.03.2018 Zmiana kursu państw arabskich wobec Izraela?

Agencja Reutera, powołująca się na urzędników wysokiego szczebla w Zjednoczonych Emiratach Arabskich ZEA podała, że należy spodziewać się zmiany kursu arabskich państw wobec do niedawna największego wroga, jakim jest państwo Izrael.

ZEA mają sugerować innym państwom regionu zmianę polityki wobec Tel Awiwu. Jako oficjalny powód podawana jest kwestia procesu pokojowego i status samych Palestyńczyków w bliskowschodnim konflikcie – walczą oni o utworzenie własnego państwa. Możemy się jednak domyślać, że taka zmiana podyktowana jest ostatnimi krokami poczynionymi ze strony Stanów Zjednoczonych, które najpierw uznały Jerozolimę za stolicę izraelskiego państwa, a następnie przyznały temuż krajowi strategiczne Wzgórza Golan. Tym samym w konflikcie bliskowschodnim opowiedziały się zdecydowanie po stronie Izraela, co dla wielu było przekroczeniem pewnych standardów i nie omieszkały skrytykować prezydenta Donalda Trumpa.

Anwar Gargash, który w Zjednoczonych Emiratach Arabskich pełni funkcję szefa dyplomacji, w wywiadzie dla dziennika „The National” stwierdził, że polityka państw arabskich, by nie rozmawiać z Izraelem, od lat konfliktuje sprawy i uniemożliwia wypracowanie porozumienia pokojowego między Żydami i Palestyńczykami.

Tak jak Izrael, tak arabskie państwa w Zatoce Perskiej, dla polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych są bardzo istotne. Obecnie Waszyngton mocno stawia na Izrael. Natomiast w arabskim świecie toczy się równocześnie walka o przywództwo: rywalizują głównie Iran, uznawany przez USA za wroga, oraz Arabia Saudyjska – najbliższy sojusznik dla Waszyngtonu.

Zwrot tak ostry przez Stany Zjednoczone w kierunku Izraela, mogło reszcie krajów arabskich zasugerować, że najważniejszy gracz na arenie międzynarodowej przewartościował obecne relacje w regionie. Stąd taka wolta wobec Tel Awiwu może być podyktowana pragmatyzmem.

Obecnie Izrael ma oficjalnie nawiązane stosunki dyplomatyczne z dwoma arabskimi państwami sąsiadującymi: Egiptem i Jordanią. Ostatnio właśnie ZEA czynią bardzo dużo, by unormować relację z izraelskim państwem.

27.03.2018 Algieria na zakręcie

Schorowany i wiekowy przywódca Algierii, prezydent Abdelaziz Bouteflika nie ma obecnie lekko. Coraz bardziej jest naciskany, by odszedł. Jego plan ratunkowy nie zyskał wsparcia ze strony najważniejszych sił politycznych w kraju. Obok protestujących, przeciwko przywódcy jest armia, jedna z głównych partii politycznych oraz najbardziej wpływowy związek zawodowy.

Zaledwie dzień po wydaniu oświadczenia przez armię, odezwę wydało Zgromadzenie Narodowo-Demokratyczne, które tworzy obecnie koalicję rządową. Zdaniem przedstawicieli tejże formacji politycznej, Bouteflika winien zostać uznany za niezdolnego do pełnienia najważniejszego urzędu w państwie.

Natomiast „General Union of Algerian Workers” dodało, że w pełni wspiera wojsko nawołujące prezydenta do ustąpienia.

Prezydent Abdelaziz Bouteflika, który od czasu udaru w 2013 r. rzadko publicznie się pojawiał, raczej nie ma szans na utrzymanie się przy sterach władzy. Ma on obecnie 82 lata i jak widać, stracił trzy filary, które w Algierii są podstawą do dzierżenia steru rządów.

Pojawiają się komentarze, że wojsko tylko czeka, by przejąć kontrolę. Ma jednak zwlekać, aż lista politycznych sojuszników schorowanego przywódcy się radykalnie skurczy. Wojsko ma jednak chcieć przejmować władzę w dłuższym okresie, proponując okres przejściowy, zgodny z zamysłem kręgów bliskich dla Boutefliki. To zaś nie podoba się tłumom rozsierdzonych demonstrantów, które od kilku tygodni protestują.

Obywatele są niezadowoleni z takich negatywnych aspektów życia politycznego jak korupcja, nepotyzm czy niegospodarność. To może doprowadzić do sporu z wojskiem i kolejnymi rozruchami.

Demonstranci wprost żądają zmiany systemu politycznego, a nie okresu przejściowego po uznaniu prezydenta niezdolnego do pełnienia obowiązków, a przez co dotychczasowy establishment będzie dalej kontrolował państwo, do czasu kolejnych wyborów.

27.03.2018 Międzynarodowe reperkusje decyzji USA ws. Wzgórz Golan

Nie pierwszy raz amerykańska administracja podejmuje decyzję, którą społeczność międzynarodowa mocno krytykuje. Jest to o tyle istotne, że fakt ten dotyka obszar bardzo niestabilny, a chodzi oczywiście o Bliski Wschód.

Na wniosek Syrii ma się spotkać Rada Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych ONZ. Sprawa dotyczy zaakceptowania przez Stany Zjednoczone aneksji Wzgórz Golan przez Izrael. Sporny obszar jest okupowany przez izraelskie wojsko od czasów wojny z 1967 r. W 1981 r. Izrael wydał jednostronny akt anektujący tenże teren, który ONZ nazwał nieważnym i bez międzynarodowego skutku prawnego.

Jest to kolejna kontrowersyjna decyzja Waszyngtonu. Pierwsza, która odbiła się szerokim echem dotyczyła uznania Jerozolimy za stolicę izraelskiego państwa. Co ważne, również Palestyńczycy roszczą pretensje do tego świętego miasta dla wielu religii.

Syria we wniosku podkreśliła, że Stany Zjednoczone swoim aktem rażąco naruszyć miały jedną z rezolucji Rady Bezpieczeństwa wydanej w przeszłości.

Do kontrowersyjnego zdarzenia doszło dwa dni temu. Wtedy to prezydent Donald Trump, w obecności izraelskiego szefa rządu Benjamina Netanjahu, podpisał deklarację o uznaniu Wzgórz Golan za terytorium Izraela. Francja, Wielka Brytania, Niemcy, Belgia oraz Polska nie uznały tego aktu i wyraziły zaniepokojenie ewentualnymi negatywnymi skutkami tych działań.

Już takie państwa jak Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Bahrajn, Katar i Kuwejt wczoraj skrytykowały USA i ogłosiły, że Wzgórza Golan przynależą tylko Arabom. Część państw wprost sugeruje, że takie działania to poważna przeszkoda w osiąganiu porozumienia pokojowego.

18.03.2018 Izrael oskarżany przez ONZ

Śledczy z Organizacji Narodów Zjednoczonych ONZ, badający przypadki łamania praw człowieka wydał właśnie ekspertyzę, w której oskarża władze Izraela o pozbawianie Palestyńczyków dostępu do czystej wody.

Jego zdaniem, brak czystej wody negatywnie wpływa nie tylko na potrzeby zwykłych mieszkańców, lecz także na możliwość produkowania płodów rolnych. Ziemia bez wody traci cenne minerały pozwalające na produkcję żywności. Śledczy nazwał to „aktem rabunku”.

Tym śledczym jest Michael Lynk, który uważa, że Izrael na Zachodnim Brzegu Jordanu prowadzi brutalną politykę wypychania Palestyńczyków z ich własnych ziem oraz nielegalną akcję osadnicza. Tej drugiej od lat sprzeciwia się społeczność międzynarodowa. Jego zdaniem, co roku na sporne ziemie napływa 20-25 tysięcy nowych osadników.

Izrael, który od dłuższego czasu oskarża Radę Praw Człowieka ONZ o zachowania propalestyńskie i bojkotuje prace tegoż organu, już nazwał raport Lynka nierzetelnym, a jego samego oskarżył o bycie „znanym palestyńskim adwokatem”.

Również Stany Zjednoczone, znany sojusznik Izraela, opuściły szeregi Rady Praw Człowieka ONZ w proteście za rzekome bycie uprzedzonym do państwa Izrael.

Lynk w swoim raporcie sporo miejsca poświęcił też Strefie Gazy, która od 2005 r. jest w permanentnej blokadzie morskiej, powietrznej i lądowej. Śledczy podkreśla, że brak dostaw świeżej wody spowodowanej blokadą izraelską oraz upadek przybrzeżnej warstwy wodonośnej, to poważne zagrożenia dla zdrowia dwóch milionów Palestyńczyków. Plan ratunkowy za 567 milionów dolarów amerykańskich, w postaci budowy zakładów odsalania, jest nieukończony, a potrzeby z dnia na dzień rosną.

18.03.2018 Atak terrorystyczny w Utrechcie

Holenderskie władze już podały, że dzisiejsze wydarzenia w Utrechcie można kwalifikować jako akt terrorystyczny. Według potwierdzonych informacji strzelec użył broni palnej i ranił kilka osób. Do zdarzenia doszło w tramwaju, w mieście położonym w centralnej części Holandii. Obecnie trwa obława na zamachowca.

Według holenderskiej policji strzały padały bez wyraźnego celu. Zamachowiec przemieszczał się i strzelał do niewinnych cywili. Są doniesienia, że strzały padały w różnych częściach miasta. Poziom zagrożenia terrorystycznego w Utrechcie został podniesiony na najwyższy, a policja zwiększyła swoją obecność na ulicach, w tym w pobliżu meczetów. Nie potwierdzono, by ktoś zginął.
Premier Holandii, Mark Rutte zwołał nadzwyczajne zebranie sztabu kryzysowego. Wyraził zaniepokojenie faktem, że zamach w Utrechcie miał miejsce zaledwie trzy dni po tym, jak w podobnych okolicznościach samotny strzelec chodził po ulicach nowozelandzkiego miasta Christchurch i w pobliżu meczetów zabił 50 osób.

16.03.2018 Nigel Farage wraca (?)

Postać Nigela Farage’a bez wątpienia wiąże się z Brexitem, czyli wyjściem Wielkiej Brytanii ze struktur Unii Europejskiej. To on stał za rozpisaniem referendum ogólnokrajowego, w którym eurosceptycy zwyciężyli, a kariera polityczna premiera Davida Camerona została złamana. Ostatnio znowu zrobiło się o nim głośno – czyżby wracał do krajowej polityki, gdy Londyn waha się teraz, co dalej zrobić z niezakończonymi negocjacjami z Brukselą?.

Już dwa razy premier Theresa May przegrywała głosowanie w Izbie Gmin w sprawie umowy wyjścia z UE. Za kilka dni trzecie głosowanie, a termin goni. Formalnie Wielka Brytania powinna opuścić unijne struktury 29 marca 2019 r.

Eurosceptycy na Wyspach się nie poddają i zorganizowali teraz marsz, w którym protestują przeciwko ich zdaniem „zdradzie Brexitu”. Do tego marszu dołączył właśnie Nigel Farage. W Sunderland, na północnym-wschodzie Anglii powiedział, że koncepcja Brexitu może być obecnie torpedowana przez rządzący establishment. Jego zdaniem rządzący robią wszystko, by opóźnić, czy wręcz zaniechać opuszczenia UE, co jest sprzeczne z wolą Brytyjczyków wyrażoną w referendum. W ten sposób odniósł się do najnowszej propozycji przesunięcia terminu zakończenia negocjacji „rozwodowych” UK z UE.

Co ciekawe, nawet wśród części brytyjskich konserwatystów można usłyszeć głosy, że opóźnienie w negocjacji i formalne przekroczenie dwuletniego okresu na osiągnięcie porozumienia otwiera furtkę nie tylko do przeciągania w czasie samego wyjścia z UE, lecz wręcz udaremnienie samego procesu.

16.03.2018 Czwarty miesiąc protestów we Francji

Dzisiejszy dzień przeszedł do historii Paryża pod znakiem ostrych protestów grupy, którą już nazywa się „żółtymi kamizelkami”. Na jednej z ulic handlowych francuskiej stolicy splądrowano sklepy oraz podpalono jeden z banków. W ten sposób oddolna, przez nikogo nie kierowana, grupa „żółtych kamizelek” protestuje czwarty miesiąc przeciwko reformom prezydenta Emmanuela Macrona, którego oskarża się, że za bardzo dba o sektor bizensowy, a nie o interesy własnych obywateli.

Po początkowym sukcesie medialnym tej oddolnej grupy pod koniec 2018 r., nastąpił spadek jej popularności. Kolejne demonstracje były spokojniejsze i coraz mniej liczne. Dzisiaj wybuch społecznego niezadowolenie był równie burzliwy jak cztery miesiące temu. Policja zmuszona była do użycia armatek wodnych oraz gazu łzawiącego.

Jak podaje agencja Reutera, budynek Banque Tarneaud spłonął, dwie osoby musiano ratować przed płomieniami, a 11 odniosło lekkie obrażenia. Protestujący podczas starć z policją zerwali kostkę brukową w okolicy Łuku Triumfalnego. Policja podała, że aresztowała około 150 osób podczas rabowania ekskluzywnych sklepów i restauracji.

Premier Francji Edouard Philippe zapowiedział, że przemoc była niedopuszczalna, a sprawcy staną przed sądem. Według francuskiego ministerstwa spraw wewnętrznych w ostatnich demonstracjach wzięło udział około 10 tysięcy Francuzów.

Wybuch społecznego niezadowolenia wiązał się z coraz gorszymi prognozami poziomu życia zwykłych obywateli oraz planowanym podwyżkom paliwa. Początkowo mały oddolny ruch szybko przerodził się w szeroką akcję skierowaną przeciwko prezydentowi Macronowi i propozycjom jego reform.

Natomiast „żółte kamizelki” to oczywiście przedmiot, który każdy kierowca w swoim samochodzie musi posiadać, i który protestujący wdziewają na znak niezadowolenia.

15.03.2018 Rozmowy „brexitowe” Konserwatystów z Unionistami

Słowo „Brexit” od dwóch lat stanowi najważniejszy przejaw kryzysu Unii Europejskiej. Jednakże nie zapominajmy o problemach jakie sprawił ten termin samej Wielkiej Brytanii. Niekończąca się opowieść spod znaku: na jakich warunkach Brytyjczycy wyjdą ze struktur UE trwa, i nie wiadomo kiedy się skończy.

Już dwa razy premier Theresa May, liderka Partii Konserwatywnej, przegrywała głosowanie w Izbie Gmin. Chodziło o akceptację umowy „rozwodowej” między UE a Wielką Brytania, regulującą relację już po opuszczeniu Wysp Brytyjskich z Zjednoczonej Europy. Ostatnie doniesienia mówią o próbie stworzenia koalicji parlamentarnej między Konserwatystami, a Unionistami.
Przedstawiciele brytyjskiego rządu, dziś spotkali się z liderami Demokratycznej Partii Unionistycznej z Irlandii Północnej, która stanowi piątą siłę polityczną w izbie niższej parlamentu. Zarówno Unioniści, jak i niektórzy kontestatorzy linii premier May, którzy niedawno byli przeciwnikami umowy zaprezentowanej przez szefową rządu, obecnie zmieniają zdanie. Prawdopodobnie uznano, że Brexit bez umowy jest gorszym rozwiązaniem, niż Brexit z niekorzystną umową.

Formalnie Wielka Brytania i Unia Europejska miały dwa lata na wynegocjowanie umowy od momentu jej notyfikacji po przeprowadzonym referendum. Jednak okazało się, że to za mało czasu. Ostatnia propozycja, po drugiej porażce Theresy May w Izbie Gmin, to przesunięcie terminu daty Brexitu z 29 marca do 30 czerwca. Unia Europejska już mówi, że jest gotowa na znacznie dłuższe negocjacje.

Jednak nawet w samym rządzie wielkim problemem jest wspólny głos. Przykładowo Steve Barclay, który odpowiada za „brexitowe” negocjacje głosował przeciwko przedłużaniu rozmów nad „rozwodową” umową. Jak sam stwierdził, nie powinna istnieć obawa przez odejściem z UE bez porozumienia.

Następne głosowanie ma się odbyć już 20 marca. Większość torysów zapowiada, że poprze projekt umowy wynegocjowany przez May. Unioniści natomiast dopytują o prawną ochronę pozycji Irlandii Północnej. Głównym hamulcem w rozmowach „brexitowych” był status tego obszaru oraz wynikający z tego spór między Wielką Brytanią i Irlandią o chociażby kontrole graniczne.

15.03.2018 Izraelskie naloty w Strefie Gazy

Jak podaje BBC, państwo Izrael przeprowadziło serię ataków na palestyńskie cele położone w Strefie Gazy. Miał to być odwet za wystrzelenie dwóch rakiet w kierunku miasta Tel Awiw. Jednak w wątpliwość poddawany jest sam fakt ataku Palestyńczyków.

Według oficjalnych informacji, izraelskie lotnictwo przeprowadziło, co najmniej kilkadziesiąt nalotów na teren o nazwie Strefa Gazy. Był to skutek rzekomo wystrzelonych dwóch rakiet na miasto Tel Awiw. Tego typu akt był pierwszym od 2014 r., czyli od zakończenia ostatniej wojny. Nikt nie odniósł obrażeń w wyniku tego ostrzału.

Odwet ze strony Izraela był natychmiastowy. Czterech Palestyńczyków odniosło rany. Zdaniem izraelskich władz jednym z celów była kwatera główna Hamasu, który w Strefie Gazy dominuje. Zdaniem przedstawicieli wspomnianej palestyńskiej organizacji, z ich strony do żadnego ataku rakietowego nie doszło. Co ciekawe, jedno z anonimowych źródeł w izraelskiej administracji podało, że rakiety mogły przypadkowo zostać wystrzelone na skutek prowadzonej w tym czasie konserwacji nośników.

Rakiety zostały wystrzelone i spadły na niezamieszkane tereny w okolicy Tel Awiwu wieczorem 14 marca 2019 r. Izraelskie lotnictwo podało, że nie udało się rakiet przechwycić. Krótko później, 15 marca 2019 r. wystartowały izraelskie samoloty i wzięły za cel miejsca będące w rękach Hamasu i Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu. Izrael podaje, że uderzono w sumie w 100 różnych celów położonych na terenie Strefy Gazy.

Do tej pory nikt nie przyznał się do zorganizowania i przeprowadzenia tego ataku rakietowego.

13.03.2018 Niepokojące doniesienia z Demokratycznej Republiki Kongo DRK

Najnowszy raport Organizacji Narodów Zjednoczonych odnośnie etnicznej przemocy w Demokratycznej Republice Kongo jest bardzo niepokojący. Konflikty etniczne tylko między dwiema wspólnotami, i tylko w minionym roku, mogły mieć znamiona zbrodni przeciwko ludzkości, a liczbę ofiar już szacuje się w setkach.

W raporcie możemy przeczytać, że co najmniej 500 osób zginęło na skutek etnicznych konfliktów. Wiele z ofiar to niewinni cywile spaleni żywcem w swoich własnych domach. Raport podkreśla przypadek dwulatka, który został wrzucony do szamba.

Przemoc etniczna, która z taką siłą wybuchła w 2018 r. w DRK, miała związek z animozjami jakie istnieją między członkami poszczególnych wspólnot. Zapalnikiem okazała się próba pochowania tradycyjnego lidera jednego ludu, na ziemi innego. Obecna sytuacja jest tak gorąca, że w każdej chwili może dojść do walk na tle etnicznym.

Według ONZ, najgwałtowniejsze akty przemocy miały miejsce między 16 a 18 grudnia 2018 r. Zdaniem śledczych, znaczna część tradycyjnych liderów, nie tylko nie poczyniła starań, by powstrzymać rozlew krwi, ale wręcz do tego zachęcała.

Raport podkreśla, że członkowie Batende mieli zaatakować z olbrzymią siłą wioski zamieszkane przez Banunu. Poza tym, śledczy obwiniają władze prowincji Yumbi i Mai-Ndombe o niedostateczną ochronę mieszkańców tej części kraju.

Wstępnie potwierdzono śmierć 535 osób. Jednak szacunki opiewają na liczbę 890 zabitych. Śledczym na razie udało się dotrzeć do trzech z czterech wiosek położonych w trudnych miejscach DRK. Większość ciał wrzucono do rzeki Kongo i zapewne nie wszystkie uda się zidentyfikować, czy wręcz znaleźć.

Na skutek tych aktów przemocy około 16 tysięcy osób opuściło swoje domy, przeprawiło się przez Kongo i uciekło do sąsiedniego państwa o nazwie Kongo-Brazzaville. Ze względu na akty przemocy, wybory prezydenckie na obszarze prowincji zostały przesunięte na 31 marca 2019 r. Te zaś odbyły się 30 grudnia 2018 r., a zwycięzcą ogłoszono kandydata opozycji Felixa Tshisekedi’ego.

12.03.2019 Zmiany na szczytach władzy w Korei Północnej (?)



Źródło: Kim Dzong Un, https://niezalezna.pl/ 227458 -kim- dzong- un- juz- w-singapurze-j eszcze- dzis- ma-rozmawiac- z-szefem- msz- tego- kraju, [dostęp dn. 12.03.2019]; Kim Dzong-Un / flickr.com/Janne Wittoeck/CC BY 2.0; https://creativecommons.org/licenses/by/2.0/.

Może wydawać się to dziwne, ale w takim kraju jak Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna, zwana potocznie Koreą Północną, odbywają się cykliczne wybory. Państwo to od dekad jest rządzone przez komunistyczną partię, gdzie o demokracji raczej mówić nie możemy. Jednakże same wybory się odbywają – raczej jako pewna fasada – a obecne dają ciekawy obraz elit tego totalitarnego kraju.

Dnia 10 marca 2019 r. odbyły się ogólnokoreańskie wybory do parlamentu. Według dostępnych informacji, po raz pierwszy w historii tego kraju, przywódca w nich nie wystartował. To by znaczyło, że Kim Dzong Un nie uzyska mandatu deputowanego. W przeciwieństwie do jego siostry, Kim Jo Dzong. Pojawiają się komentarze, że młodsza siostra obecnego przywódcy, zaczyna nabierać politycznego znaczenia w Korei Północnej.

Jest rzeczą oczywistą, że wybory parlamentarne w Korei Północnej to tylko fasada demokracji. Chodzi raczej o pokazanie światu, ze partia komunistyczna ma społeczną legitymizację do rządzenia. Dla społeczności międzynarodowej jest to raczej kpina z demokracji. Na każdej z list wyborczej jest tylko jeden kandydat, i to przez same państwowe władze zatwierdzany.
Wielu zastanowiło, że podczas oficjalnego odczytywania nowowybranych 687 deputowanych, którzy mają zasiadać w Najwyższym Zgromadzeniu Ludowym Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej, nie znalazło się nazwisko Kim Dzong Una. Dla jednych to symptom pewnych zmian wewnątrz samej partii, inni natomiast podkreślają, że raczej jest to próba zbudowania kolejnej fasady, gdzie przy trójpodziale władzy przywódca państwa nie jest jednocześnie częścią władzy ustawodawczej, i jednocześnie pozycja Kima wcale nie ulega osłabieniu. Oficjalnie frekwencja wyniosła 99,99%.

Jednakże wielu podkreśla, że pozycja siostry Kim Dzong Una, Kim Jo Dzong rośnie. W poprzednich wyborach nie uzyskała miejsca w parlamencie, lecz była wicedyrektorem bardzo ważnego Departamentu Propagandy i Agitacji północnokoreańskiej partii komunistycznej. Wraz z uzyskaniem mandatu jej pozycja rośnie. Ostatnio bardzo często towarzyszyła bratu w zagranicznych podróżach.

02.03.2019 DRK uwalnia więźniów politycznych



Źródło: Prezydent Felix Tshisekedi, https:// upload. wikimedia.org/ wikipedia/ commons/ e/ ec/ F%C3%A9lix_ Tshisekedi_ %28september_ 2018%29 .jpg, [dostęp dn. 02.03.2019]; CC BY 3.0.

Demokratyczna Republika Konga ma nowego prezydenta, a jest nim Felix Tshisekedi. Pełni on obowiązki od 24 stycznia 2019 r. Jedną z jego pierwszych decyzji jest ogłoszenie faktu zwolnienia wszystkich więźniów politycznych. Ma to nastąpić w przeciągu najbliższych 10 dni.

W swoim oficjalnym przemówieniu ogłosił, że zamierza poprosić ministra sprawiedliwości o uwolnienie wszystkich więźniów, którzy zostali uwięzieni tylko za swoje poglądy polityczne.
Sytuacja nie jest jednak w pełni stabilna. Felix Tshisekedi to syn opozycjonisty, który objął rządy po 18 latach pełnienia urzędu głowy państwa, przez wciąż bardzo wpływowego, Josepha Kabili. Dla wielu polityków bliskich wobec byłego przywódcy, sam wynik był sporny i należałoby głosowanie powtórzyć.

Felix Tshisekedi już przed wyborami obiecywał, że zamierza ogłosić plan na pierwsze sto dni prezydentury, który miałby charakter „awaryjny”. Nie ukrywa, że jego celem jest pełna demokratyzacja życia politycznego w DRK.

Nie chodzi tylko o uwolnienie więźniów politycznych, ale także umożliwienie uciekinierom i politycznym emigrantom do powrotu.

Wybór Tshisekedi’ego już ogłoszono historycznym. To pierwszy prezydent wybrany w demokratyczny sposób od utworzenia niepodległego państwa w 1960 r. Wszyscy poprzednicy byli obalani w zamachach, lub wręcz mordowani.

Co ciekawe, to nie Kabila, a inny polityk opozycyjny Martin Fayulu ogłosił, że doszło do wyborczego fałszerstwa. Niektórzy opozycjoniści posuwają się do tego, że oskarżają obecnego prezydenta o tajne porozumienie z Kabilą, byle tylko utrzymać posiadane wpływy. Część komentatorów zauważa, że dopiero zwolnienie, a nie tylko ogłoszenie tego, będzie testem dla Tshisekedi’ego. Wielu więźniów to zajadli krytycy Kabili.

02.03.2018 Brexit, a Hiszpania…

Mogłoby się wydawać, że kwestia wyjścia Wielkiej Brytanii ze struktur Unii Europejskiej, a polityka rządu w Madrycie, mają niewiele wspólnego. Nic bardziej mylnego. Przy współczesnych zależnościach międzynarodowych, zmiany w jednym państwie mają wpływ na zupełnie inne. Tak jest też w tym przypadku. Z jednej strony, chodzi oczywiście o fakt, że Wielka Brytania i Hiszpania to wciąż członkowie Unii Europejskiej. Z drugiej zaś, na hiszpańskim terytorium przebywa duża liczba brytyjskich obywateli. Natomiast nad tym wszystkim panuje jedno słowo: Brexit, i jego konsekwencje.
Jak podaje BBC, władze w Madrycie zagwarantowały w budżecie krajowym dodatkowe środki na Brytyjczyków, którzy pozostaną w Hiszpanii pomimo ewentualności „Brexitu bez umowy”, czyli wystąpienia Wielkiej Brytanii z unijnych struktur bez umowy regulującej relacje występującego z resztą członków wspomnianej organizacji międzynarodowej.

Hiszpański minister spraw zagranicznych Josep Borrell zapewnił, że celem jego rządu obecnie jest zagwarantowanie tego, by żaden Brytyjczyk, czy Hiszpan, nie zostali bez opieki w przypadku najgorszego rozwiązania, jakim jest „Brexit bez umowy”. Formalnie chodzi o zapewnienie środków dla tych Brytyjczyków, którzy pozostaną w Hiszpanii już po opuszczeniu Wysp z UE, a chodzić może nawet o 400 tysięcy osób.

Sytuacja w jednoczącej się Europie uległa komplikacji po tym, jak brytyjscy parlamentarzyści odrzucili projekt umowy UK z UE autorstwa premier Theresy May. Tym samym groźba „Brexitu bez umowy” w dniu 29 marca 2019 r. staje się coraz bardziej realna.

Według dostępnych statystyk, z różnych powodów w Hiszpanii może przebywać 300 tysięcy Brytyjczyków – chodzi tylko o tych, którzy zarejestrowali swój pobyt. W podobnej sytuacji jest 150 tysięcy Hiszpanów przebywających na Wyspach.

Według Borella środki budżetowe zapewniłyby ochronę obywateli, jak i umożliwiły handel między zainteresowanymi krajami. Zastanawiające może być, na ile ten bilateralny układ może być wzorem dla innych, przy jednoczesnej bezradności unijnych elit…



2019

BIULETYN INFORMACYJNY RODM TORUŃ
WIADOMOŚCI ZE ŚWIATA W MIESIĄCU



2018

BIULETYN INFORMACYJNY RODM TORUŃ
WIADOMOŚCI ZE ŚWIATA W MIESIĄCU



2017

BIULETYN INFORMACYJNY RODM TORUŃ
WIADOMOŚCI ZE ŚWIATA W MIESIĄCU



2016

BIULETYN INFORMACYJNY RODM TORUŃ
WIADOMOŚCI ZE ŚWIATA W MIESIĄCU