SIEĆ REGIONALNYCH OŚRODKÓW DEBATY MIĘDZYNARODOWEJ
Źródło: Prezydent Surinamu, Desi Bouterse, https://www.kinderweltreise.de/kontinente/suedamerika/ suriname/daten-fakten/leute/, [dostęp dn. 29.11.2019]; Pieter Van Maele; CC BY-3.0.
Desi Bouterse to postać bardzo kontrowersyjna. Dwukrotnie stawał na czele zamachów stanu w Surinamie. Pierwszy raz w 1980 r., a drugi dziesięć lat później. Przyjmuje się, że był dyktatorem Surinamu w latach 1980-1988 i 1990-1991. W 2010 r. został w pośredni sposób wybrany przez parlament na prezydenta kraju, którym jest do dziś – w 2015 r. został ponownie wybrany na drugą pięcioletnią kadencję.
Niespodziewanie dziś sąd w Surinamie uznał Desi Bouterse za winnego zabicia poprzez egzekucję 15 osób. Wszyscy byli jego przeciwnikami, a samo zdarzenia miało miejsce po pierwszym zamachu stanu, który miał na celu przejęcie i utrzymanie władzy. Sąd wojskowy skazał Bouterse na 20 lat pozbawienia wolności, jednocześnie nie wydając nakazu aresztowania. Tym samym, nie wiadomo co się wydarzy.
Desi Bouterse przebywa obecnie z oficjalną wizytą w Chińskiej Republice Ludowej ChRL. Nie wiadomo co będzie dalej, i czy straci urząd głowy państwa.
Surinam oficjalnie otrzymał niepodległość z rąk holenderskich w 1975 r. Bez wątpienia niepodległe dzieje są zdominowane przez Bouterse. To południowoamerykańskie państwo liczy niespełna 600 tysięcy mieszkańców.
Zdaniem sądu prezydent miał w 1982 r. nakazać aresztowanie 16 opozycjonistów, którzy byli prawnikami, dziennikarzami i wykładowcami na uniwersytetach. Piętnastu z nich miało zostać zabitych w fortecy w Paramaribo. Jedyny ocalały zeznawał przeciwko Bouterse.
Sam prezydent nie odniósł się jeszcze do wyroku. Ma teraz 14 dni na odwołanie. Do tej pory Bouterse odrzucał wszelkie oskarżenia. Holandia, która przez swoje kolonialne powiązania dążyła do wdrożenia procesu pokojowego, już stwierdziła, że wszystko zależy od tego, czy wyrok się utrzyma i będzie wprowadzony w życie.
Na samym Bouterse już ciąży inny wyrok. W 1999 r. Holandia skazała go za handel narkotykami. Syn prezydenta, Dino Bouterse w 2005 r. usłyszał wyrok za handel kokainą, bronią oraz luksusowymi autkami. W 2012 r. parlament kontrolowany przez partię wierną prezydentowi uchwalił ustawę o amnestii, lecz sąd unieważnił tenże zapis.
Jak podaje agencja Reutera, duńskie służby wywiadowcze ostrzegają przez działaniami Chińskiej Republiki Ludowej ChRL w kontekście wzmagającej się rywalizacji mocarstw o strefy wpływów na obszarze Arktyki. Zdaniem Duńczyków, Chiny pod przykrywką badań naukowych prowadzą politykę zagarniania coraz większego arktycznego obszaru. Natomiast same badania mają być ostatnio organizowane częściej przez wojsko, niż uczonych.
Globalne ocieplenie skutkuje tym, że pokrywa lodowa się zmniejsza. Z jednej strony, na obszarze Arktyki mogą znajdować się bogate złoża surowców naturalnych, jak gaz, czy ropa naftowa. Z drugie zaś strony, zmniejszenie pokrywy lodowej ułatwi transport materiałów za pomocą kontenerowców. Dotychczasowe trasy są bardzo zatłoczone. Jak widać, gra jest warta świeczki i coraz więcej graczy w niej uczestniczy.
Amerykański Sekretarz Stanu, Mike Pompeo nie tak dawno temu oskarżał Federację Rosyjską o agresywne zachowanie w regionie polarnym. Zastrzegł jednak, że należy bacznie obserwować poczynania Pekinu, stolicy i siedziby rządu komunistycznych Chin.
Wydaje się, że obecna rywalizacja mocarstw o wpływy w regionie arktycznym będzie się toczyć między najważniejszymi zainteresowanymi: Stanami Zjednoczonymi, Federacją Rosyjską, oraz Chińską Republiką Ludową ChRL.
Chiny same siebie określają mianem „państwa prawie arktycznego”. Wiedza, że w tej grze do wygrania są złoża naturalne, oraz szybszy handel za pośrednictwem trasy morskiej przez Morze Północne, skutkuje intensyfikacją poczynań. Dla Pekinu arktyczne trasy to też element inicjatywy „Jeden Pas, Jedna Droga”. W ten sposób Chiny ugruntowałyby pozycję światowego partnera handlowego.
Jednak zdaniem Danii, cele Chin nie są czyste. Z jednej strony, Pekin prowadzi szeroko zakrojone badanie arktyczne, lecz to tylko jedna strona medalu. Z drugiej strony, do Arktyki płyną nie tylko statki pełne naukowców, ale coraz częściej są tam wysyłani żołnierze. To ma sugerować, że obok celów naukowych i ekonomicznych, na równi należy brać pod uwagę te wojskowe. Podobnie czynić ma Rosja. Tym samym, państwa graniczące z Arktyką wyraźnie obecnie zbroją się i angażują armię w celu ochrony swoich partykularnych interesów. Bój o wpływy na tym geopolitycznym obszarze należy uznać za rozpoczęty.
Organizacja Narodów Zjednoczonych ostrzega, że Republika Zimbabwe stoi na krawędzi klęski głodu wywołanego przez człowieka. Zgodnie z opublikowanym raportem, nawet 60% z 14 milionów obywateli może mieć problemy ze stałym dostępem do żywności. Głównie cierpią kobiety i dzieci – nawet 90% najmłodszych w wieku od pół roku do dwóch lat może spożywać niewystarczającą ilość pożywienia.
Jako przyczyny tego stanu rzeczy podaje się hiperinflację, ubóstwo, klęski żywiołowe, a także sankcje nakładane przez społeczność międzynarodową, w celu wywołania określonych skutków politycznych. Zdaniem specjalnej sprawozdawczyni z ramienia Organizacji Narodów Zjednoczonych, Hilal Elver sytuacja jest zła i ulega ciągłemu pogarszaniu. Są dzieci, które zmagają się z niedowagą, czy karłowatością, w wyniku braku pożywienia. Zdarzają się przypadki, że jeden posiłek dziennie to teraz luksus.
Zdaniem ONZ, przewlekłe niedożywienie jest obecne na terenie całego kraju, tak na wsi, jak i w miastach. Do tego nałożyła się klęska suszy i innych pogodowych fluktuacji, oraz hiperinflacja rzędu 490%. Zimbabwe to jedno z czterech państw na świecie, które dotknięte jest niedoborem żywności, lecz jako jedyne z tej grupy nie zmaga się z krwawym konfliktem wewnętrznym, bądź międzypaństwowym.
Tylko dziś, w wyniku protestów, zginąć mogło w Iraku co najmniej 30 osób. Już się przyjmuje, że dzisiejszy dzień należy do najkrwawszego od czasu rozpoczęcia antyrządowych protestów w zeszłym miesiącu.
Według lekarzy i urzędników – dziennikarze BBC skrupulatnie zbierali informacje – w mieście Nasiriya służby bezpieczeństwa otworzyły ogień w celu usunięcia blokad drogowych i zabiły 25 osób, cztery osoby zginęły w Bagdadzie, zaś kolejne cztery w Najaf. Spłonął również konsulat Iranu.
Obywatele Iraku protestują przeciwko braku odpowiednich działań rządu wobec rosnącego bezrobocia, zwalczania korupcji oraz niewydolności organów państwowych.
Irackie wojsko zakomunikowało jedynie, że tworzone są „militarne komórki kryzysowe”, których celem ma być „narzucenie bezpieczeństwa i przywrócenie porządku”. Od początku wybuchu społecznego niezadowolenia, zginęło co najmniej 350 osób, a kilka tysięcy odniosło obrażenia. Bez wątpienia wojsko w Nasiriya użyło gazu łzawiącego oraz ostrej amunicji. W odwecie podpalono jeden posterunek policji.
Minister spraw zagranicznych Turcji, Mevlut Cavusoglu oskarżył dziś Francję o to, że ta „sponsoruje terroryzm”. Jest to odpowiedź na krytykę poczynań państwa tureckiego w kontekście zaangażowania w „syryjską wojnę domową”, ze strony francuskiej głowy państwa, Emmanuela Macrona.
Zdaniem szefa tureckiej dyplomacji, Macron chciałby zostać „liderem Europy”, lecz prawda jest taka, że jego pozycja jest niewielka i chwieje się pod wieloma względami, zaś liderem staje się w sposób naturalny i nie potrzeba specjalnych działań.
Francuski prezydent nie ukrywa natomiast krytyki wobec tureckiej ofensywy na północy Syrii, której celem jest wyparcie kurdyjskiej milicji. Nie tak dawno temu, przywódca Francji podejmował u siebie rzeczniczkę kierowanych przez Kurdów: Syryjskich Sił Demokratycznych SDF; Jihane Ahmed. Zdaniem Turcji SDF, jako przybudówka Ludowych Jednostek Samoobrony YPG, jest z nią na równi jako formacja terrorystyczna.
Rosnące napięcie na linii Paryż-Ankara to kolejny przykład wewnętrznego podziału, jaki rysuje się wśród członków Paktu Północnoatlantyckiego NATO. Natomiast już niedługo ma się odbyć szczyt państw członkowskich Paktu w Wielkiej Brytanii, który nie będzie należał do łatwych.
Od pewnego czasu Emmanuel Macron staje coraz aktywniejszym graczem na terenie Starego Kontynentu. Kilka tygodni temu opisywał Pakt Północnoatlantycki określeniem „martwego mózgu”. Jego zdaniem państwa członkowskie winny się przebudzić, gdyż zaprzestały współpracy w wielu kluczowych kwestiach. Nie omieszkał też skrytykować organizacji za brak reakcji na turecką ofensywą przeciwko milicji kurdyjskiej.
Źródło: Prezydent Chile, Sebastián Piñera, https://commons.wikimedia.org/wiki/File: Fotograf%C3%ADa_oficial_ del_Presidente_Sebasti% C3%A1n_Pi%C3%B1era_-_2.jpg, [dostęp dn. 24.11.2019]; This file is licensed under the Creative Commons Attribution 3.0 Chile license, Attribution: Gobierno de Chile.
Amnesty International AI wydał właśnie raport na temat ostatnich aktów przemocy podczas antyrządowych demonstracji w Chile. Zgodnie z dokumentem, chilijskie siły bezpieczeństwa celowo raniły ludzi, by zniechęcić ich do dalszego demonstrowania.
Zgodnie z raportem, nadmierna siła, którą użyła policja i inne jednostki, skutkowała śmiercią co najmniej 5 osób. Poza tym, tysiące osób miało zostać rannych, torturowanych, a nawet wykorzystywanych seksualnie. Mowa jest o celowych działaniach, które nie były odosobnienie, i miały przyzwolenie władz centralnych – tak podaje AI.
Demonstranci żądają szerokich reform, a także zmiany ustawy zasadniczej, która pamięta czasy niedemokratycznego reżimu wojskowego Augusto Pinocheta. Obecna władza, na skutek społecznej presji obiecała przeprowadzenie referendum okołokonstytucyjnego. Według oficjalnych raportów zginęły 22 osoby, a 2 300 demonstrantów odniosło rany.
AI podaje, że policja we współpracy z wojskiem miały celowo nadużywać siły, by złamać społeczny opór. Miano specjalnie ranić uczestników antyrządowych wystąpień. Zdaniem autorów raportu, decydenci musieli zdawać sobie sprawę, że takie użycie siły niechybnie doprowadzi do przypadków śmiertelnych. Do ataków miało dochodzić w różnych częściach państwa.
Udokumentowano ponad 270 przypadków, gdy siły bezpieczeństwa, używając gumowych kul i butli z gazem łzawiącym, próbowali oślepić demonstrantów.
Sam prezydent Chile, Sebastián Piñera potwierdził niedawno, że siły bezpieczeństwa mogły przekroczyć uprawnienia w kontekście reagowania na masowe demonstracje. Jednak docelowo ogłosił stan wyjątkowy, i jak sam stwierdził: Chile jest w „stanie wojny”.
Iskrą zapalną w tym południowoamerykańskim państwie była zapowiedź podwyżek cen za użytkowania metra w stolicy kraju, Santiago. Bardzo szybko społeczne niezadowolenie rozlało się na inne części państwa. Demonstranci zaczęli wysuwać żądania odnoszące się do społecznych nierówności, wysokim opłatom za usługi w służbie zdrowia, czy nieefektywnym finansowaniu systemu edukacji.
Dwa dni temu rządzący z opozycją zawarli porozumienie, którego najważniejszym celem ma być referendum dotyczące nowej konstytucji, w kwietniu 2020 r. Dziś sam Piñera zapowiedział konieczność zmian. Obecna konstytucja obowiązuje od 1980 r.
Pomimo międzynarodowej krytyki chińskich władz, kontynuowane są działania skierowane przeciwko muzułmańskiej społeczności ujgurskiej. Obok oskarżeń o budowanie specjalnych obozów, raporty podają przykłady „prania mózgów”.
Najnowsze raporty podają, że na sporym obszarze Chin pobudowano całą sieć obozów odosobnienia, które przypominają te dla jeńców. Mowa jest nawet o milionie Ujgurów przetrzymywanych w tego typu obozach. Po raz pierwszy jednak padają sugestie, że osadzeni mogą być poddawani systematycznemu „praniu mózgów”.
Władze w Pekinie potwierdzają, że istnieje centralny system w prowincji Xinjiang/Sinciang, lecz chodzić ma jedynie o dobrowolną edukację, oraz o program szkoleniowy w celu zdobycia konkretnego zawodu. BBC opublikowało właśnie szeroki materiał, w którym dowodzi, że dochodzić ma do pozasądowego zatrzymywania, indoktrynowania oraz karania bez orzekania o ewentualnej winie. Ambasador Chin w Wielkiej Brytanii już określił raport mianem nieprawdziwego.
Raport jest wspólnym dziełem BBC i 17 partnerów medialnych. Można w nim przeczytać, że od trzech lat budowane są specjalne obozy, które nie służą dobrowolnej reedukacji w celu zwalczania ekstremizmu wśród muzułmańskich Ujgurów, jak utrzymuje Pekin. W praktyce bez procesu zatrzymać miano nawet milion członków tejże wspólnoty.
Dziennikarze powołują się na tajne notatki terenowych jednostek Komunistycznej Partii Chin, które niedawno wyciekły i zostały upublicznione. Zgodnie z nimi, na terenie prowincji miano wybudować sieć obozów, które funkcjonują jak więzienia o podwyższonym poziomie bezpieczeństwa. Kluczowe miały być takie elementy jak: ścisła dyscyplina, system kar oraz niedopuszczanie do żadnych ucieczek.
Każdy z osadzonych miał podlegać pełnej inwigilacji. Ci, którzy uczestniczyli w zajęciach reedukacyjnych mieli zajmować określone łóżka, które powinny być zawsze w tym samym miejscu. Każdy miał znać swoje miejsce, zajmować tą samą pozycję w kolejce, mieć stałe miejsce w klasie, czy stanowisko w miejsce pracy. Obowiązywał zakaz zmieniania raz ustalonego stanu rzeczy. Kontroli podlegać mają takie aspekty jak: wstawanie, pranie, chodzenie do toalety, zamykanie drzwi, etc.
Źródło: Prezydent Kolumbii, IvanDuque, https://colombiareports.com/ivan-duque-the-challenges-for-colombias-new-president/, [dostęp dn. 21.11.2019]; Image by Tokota, CC BY 3.0, Wikimedia Commons.
W dniu dzisiejszym przez Kolumbię przetoczyły się duże protesty. Na ulice wspólnie wyszły związki zawodowe, studenci oraz zwykli obywateli. Zażądali oni od rządu, by ten zaniechał reform skutkujących zniesieniem płacy minimalnej dla młodych pracujących, czy powszechnego prawa do emerytury. Zdaniem rządzących planowane reformy są głębokie, lecz tej kwestii akurat nie dotykają.
Przez cały dzień, w różnych częściach Bogoty, jak i innych kolumbijskich miast, zbierali się protestujący, Skupiali się głównie na blokowaniu kluczowych miejsc. Najbardziej dotkliwe były przystanki komunikacji zbiorowej. Policja próbowała rozpędzić demonstrantów z użyciem gazu łzawiącego, lecz niewiele to dało. Wiele dróg było zablokowanych po tym, jak umieszczono na nich kontenery na śmieci.
W kilku miastach zdewastowano autobusy. Siedmiu policjantów miało zostać rannych. Prezydent kraju Ivan Duque zapowiedział, że żadne akty przemocy nie będą tolerowane. Ostatnimi czasy Ameryka Łacińska staje się bardzo niespokojnym miejscem.
Prezydent Duque w specjalnych oświadczeniach zapewniał, że nie zamierza wprowadzać takich zmian w polityce państwa, które teraz mocno rozwścieczają obywateli. Nie zrobi tego pomimo faktu, że specjaliści zalecali mu taki ruch. Zaprzeczył również, by planował podnosić wiek emerytalny. Swoje oświadczenie emitował na żywo, na portalu społecznościowym Facebook.
Jednak ostatnio coraz częściej podnaszane są głosy, że władza niewiele robi, aby uporać się z bieżącymi problemami. Spora część społeczeństwa niezadowolona jest z faktu, że nie są czynione działania zmierzające do obniżenia liczby morderstw działaczy chroniących prawa człowieka. To samo dotyczy zjawiska korupcji na uniwersytetach.
Już od pewnego czasu w Kolumbii wrze. Ostatnio jednak oliwy do ognia dodał rząd, który nakazał przeszukanie biur organizacji pozarządowych i opozycyjnych. To tylko wzbudziło jeszcze większy gniew.
Należy zauważyć, że obecnie cała Ameryka Łacińska zmaga się z wewnętrznymi problemami. Konserwatywny rząd chilijski nie może sobie poradzić z protestami, które popchnęły kraj do największego kryzysu od powrotu do demokracji w 1990 r. Boliwijskie protesty zmusiły Evo Moralesa do odejścia. W Nikaragui rośnie napięcie wewnętrzne. Wenezuela zmaga się w kryzysem wewnętrznym również. Ivan Duque robi teraz wszystko, by zapanować nad sytuacją.
Źródło: Premier Izraela, Benjamin Netanyahu, http://www.aurora-israel.co.il/netanyahu-planea-leyes-para-obtener-la-inmunidad-y-degradar-la-corte-suprema, [dostęp dn. 21.11.2019]; Foto: Kremlin.ru CC BY 4.0.
Benjamin Netanyahu to obecny szef izraelskiego rządu. Jego pozycja polityczna jest mocno niepewna. Ma to związek z korupcyjnym skandalem, który przetacza się przez Izrael. Premier jest oskarżany o to, że brał udział w próbie przekupstwa, oszustwie, a także w czynach o charakterze korupcyjnym. Benjamin Netanyahu nie przyznaje się do winy i obecne oskarżenia nazywa „próbą zamachu stanu”.
W przypadku obecnego kryzysu politycznego w Izraelu, nie chodzi tylko o medialne doniesienia, czy zarzuty podawane przez opozycję. Po raz pierwszy w historii, przeciwko szefowi rządu postawiano zarzuty. Oskarżającym jest prokurator generalny, Avichai Mandelblit, który na ten urząd został nominowany właśnie przez obecnego premiera.
Netanyahu nie tylko rządzi Izraelem nieprzerwanie od 2009 r., lecz dominuje na politycznej scenie od lat 90. XX w. To dzięki niemu partyjne scena zdominowana została przez formacje prawicowe. Właśnie upublicznione zarzuty nazywa zatem „polowaniem na czarownice”.
Zgodnie z prawem, oskarżony nie ma obowiązku rezygnować z urzędu, lecz jego pozycja i tak była mocno podważona jużwcześniej. Jest to konsekwencja wyników dwóch ostatnich wyborów parlamentarnych. Od kwietnia 2019 r. obywatele Izraela już dwa razy udawali się do urn. Jednakże nie udało się wykreować zdecydowanego zwycięzcy wyborczego wyścigu. Należy spodziewać się, że przeciągający kryzys doprowadzi do rozpisania następnych wyborów. Nastąpić to może w przeciągu najbliższych tygodni.
Akt oskarżenia obejmuje trzy przestępstwa, których rzekomo miał dopuścić się Netanyahu. W pierwszym przypadku, chodzi o przyjmowanie drogich prezentów o wartości ponad 264 tysięcy dolarów. Prezenty miały być dostarczane przez wpływowych biznesmenów. Wśród podarunków miały być szampany i cygara. Drugie oskarżenie dotyczy udzielania przysług w zamian za pozytywne opinie w poczytnej gazecie Yedioth Ahronoth. Trzeci zarzut zaś przyjęcia korzyści majątkowej o wartości ponad 500 milionów dolarów od firmy telekomunikacyjnej w zamian za nadanie zasięgu stacji nadawczej.
Zarówno prokurator, jak i premier, swoje decyzje ogłosili podczas orędzia do narodu. Bez wątpienia spowoduje to jeszcze większy polityczny chaos, niż ten, który ma miejsce teraz.
Źródło: Jeanine Áñez Chávez – zdjęcie ze strony Senatu Boliwii, https://web.senado.gob.bo/legislativa/pleno, [dostęp dn. 14.11.2019]; domena publiczna.
Kiedy 10 listopada 2019 r., Evo Morales zrezygnował z urzędu głowy państwa i udał się na dobrowolną emigrację do Meksyku, wielu myślało, że Boliwia wchodzi na nowe tory swej historii. Jednak wiele lat rządów tego człowieka nie da się tak szybko przekreślić, a w tym południowoamerykańskim państwie znów dochodzi do protestów.
Tym razem na ulice wyszli zwolennicy Evo Moralesa. Protestują przeciwko zmianom i nowym porządkom. Przeciwni są temu, by opozycyjna senator, Jeanine Áñez tymczasowo pełniła obowiązki prezydent Boliwii. Tym samym, gdy na ulicach demonstranci starli się z policją, w parlamencie lojalni wobec Moralesa członkowie izby starali się unieważnić wybór Áñez, na tymczasową głowę państwa.
Sam Moralez zrezygnował po tygodniach protestów. Obywatele demonstrowali przeciwko ich zdaniem nierzetelnemu procesowi wyborczemu, w wyniku którego na kolejne lata to Morales miał dzierżyć ster władzy. Jak sam stwierdził, oddał urząd po to, by nie dochodziło do dalszego rozlewu krwi.
Kiedy Boliwijski Trybunał Konstytucyjny zatwierdził ostatecznie nominację senator Jeanine Áñez, wśród zwolenników Moralesa zawrzało. Cały wczorajszy dzień upłynął pod znakiem starć z policją w stolicy kraju, La Paz. Policja musiała użyć gazu łzawiącego, a wielu demonstrantów nawoływać miało do wojny domowej. Również w innych miastach Boliwii zanotowano ostre wystąpienia i starcia z policją.
Zwolennicy Moralesa w parlamencie próbują unieważnić ostatnie zmiany. Czynią wszystko co mogą, by brakowało kworum potrzebnego do zatwierdzania nowych ustaw. Inną kwestią jest to, że niektórym parlamentarzystom policja zabrania wstępu do gmachu parlamentu.
Kiedy z urzędu zrezygnował prezydent, wiceprezydent oraz przewodniczący obu izb parlamentu, Áñez szybko przejęła kontrolę nad Senatem, gdzie wcześniej była wiceprzewodniczącą. Zanim została Panią Senator, kierowała stacją telewizyjną, gdzie dała się poznać jako krytyczka polityki Moralesa. Jako przewodnicząca Senatu, mogła już ubiegać się o zajęcie stanowisko prezydenta, co jest zgodne z obowiązującą konstytucją. Stany Zjednoczone uznały ją za głowę państwa, zaś ona sama obiecała rozpisać jak najszybciej wybory.
Konflikt izraelsko-palestyński trwa już kilka dekad i jego końca nie widać. Ostatnie dni upłynęły pod znakiem ostrych starć w Strefie Gazy, między armią Izraela, a lokalną milicją. Dziś rano weszło w życie zawieszenie broni.
Ostatnie dwa dni dla mieszkańców Strefy Gazy były naprawdę ciężkie. Ostra wymiana ognia miała miejsce między izraelskimi żołnierzami, a palestyńską milicją. Dziś rano, o 5:30 czasu miejscowego zarządzono zawieszenie broni. Tak przynajmniej podają źródła palestyńskie i egipskie, zaś izraelskie wciąż milczą.
Jeszcze przez zawieszeniem broni, Palestyńczycy oskarżali Izrael o bezsensowne naloty. W jednym z ostatnich zginąć miała ośmioosobowa rodzina. Według liderów palestyńskich, po tym, jak Izrael zabił lidera milicji, w kolejnych działaniach militarnych zabito 32 osoby. Izraelskie źródła zaś podają, że wśród zabitych jest aż 20 bojowników. W wyniku walk bez wątpienia zostało wielu rannych, po obu stronach.
Izrael podaje również, że w ostatnich dniach na cele izraelskie wystrzelono ponad 400 rakiet. Tym samym, koniecznością stała się militarna odpowiedź. Jako winnych podaje się fundamentalistyczną organizację o nazwie: Palestyński Islamski Dżihad, i tylko cele związane ze wspomnianą organizacją wybierać mieli wojskowi.
Iskrą zapalną do najnowszego aktu przemocy, była wojskowa operacja Izraela sprzed dwóch dni. Wtedy to właśnie zabito lidera Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu, Baha Abu Al-Atę. Zdaniem Izraela to zabity lider odpowiadał za rakietowe ataki i planował kolejne akty przemocy.
W Strefie Gazy rządzi obecnie skrajna organizacja o nazwie Hamas. Liderzy podkreślają, że kontrakcja Izraela spowodowała śmierć wielu cywili. Izrael zaś podaje, że wśród zabitych jest również osoba kierująca bezpośrednio atakami rakietowymi, Rasmi Abu Malhous.
Ciekawy artykuł został dziś opublikowany przez agencję Reutera. Zdaniem autorów, potężne antyrządowe protesty poważnie zachwiały pozycję obecnych elit. Jednakże taktyka przetrwania jest taka, jaką zasugerował Iran, pragnący przewodzić światowi islamskiemu.
Elementem tej strategii jest powstrzymywanie rozlewania się strajków na inne obszary Iraku, oferta pakiet reform wewnętrznych oraz zapowiedź rozpisania przyszłorocznych wyborów powszechnych – tym samym jest to taktyka oparta na idei przeczekania.
Zdaniem dziennikarzy, taka strategia może być złudna. Dla rozgorączkowanych demonstrantów propozycje mogą okazać się niewystarczające. Większość z nich domaga się odejścia od władzy całych współczesnych elit. Co ważne, obecne elity irackie są powiązane z Iranem, co też wielu się nie podoba.
Jak podaje agencja Reutera, Iran bezpośrednio zaangażował się w rozmowy z Irakijczykami odnośnie zażegnania obecnego kryzysu. Z reprezentantami rządu Iraku miał rozmawiać gen. Qassem Soleimani, który dowodzi Siłami Ghods, znanymi jako elitarna jednostka w ramach irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Formacja ta odpowiada za relacje z krajami, będącymi w bliskich relacjach z Teheranem.
Według źródeł dziennikarzy, to sam Soleimani miał zatwierdzić propozycje reform, które mają utrzymać u władzy obecnego premiera, Adela Abdula Mahdi’ego. W ten sposób Iran ma zyskać czas na przeanalizowanie obecnej sytuacji i zastanowić się jak utrzymać wpływy w tym państwie.
Zdaniem analityków, obecne protesty to największe wyzwanie dla obecnych władz irackich. Elity w tym kraju nie mają dużego doświadczenia. Zostały wykreowane po inwazji amerykańskiej na Irak w 2003 r. i obaleniu wieloletniego dyktatora, Saddama Husseina. Hussein był sunnitą, zaś obecne władze mają charakter szyicki.
Ostre starcia z siłami bezpieczeństwa skutkowały już śmiercią około 300 demonstrantów. Władze się nie patyczkują i używają ostrej amunicji. Pomimo takich prób zdławienia społecznego niezadowolenia, wydaje się, że opór nie słabnie.
Źródło: Premier Hiszpański i lider PSOE, Pedro Sánchez, https://www.europarl.europa.eu/news/ro/press-room/20190109IPR23019/pedro-sanchez-we-must-protect-europe-so-europe-can-protect-its-citizens, [dostęp dn. 11.11.2019]; European Union 2019 - Source:EP, CC-BY-4.0.
Rządząca Hiszpańska Socjalistyczna Partia Robotnicza PSOE zwyciężyła wczorajsze wybory parlamentarne, lecz niewiele to zmienia w skomplikowanej sytuacji wewnętrznej. PSOE ma najwięcej miejsc, lecz nie dość, by samodzielnie rządzić. Natomiast zyski w liczbie parlamentarzystów zanotowały opozycyjne formacje prawicowe.
Drugie i trzecie miejsce zajęły formacje plasowane na prawej stronie sceny politycznej: konserwatywna Partia Ludowa PP oraz skrajnie prawicowy VOX, który podwoił stan posiadania w parlamencie. Poprzednie wybory miały miejsce w kwietniu 2019 r., kiedy to PSOE wygrał, lecz nie udało się mu utworzyć rządu koalicyjnego.
Po wczorajszych wyborach PSOE ma 120 parlamentarzystów w 350-osobowej izbie. Strata w porównaniu z kwietniowymi wyborami wynosi 3 mandaty. PP ma 88 parlamentarzystów, o 22 więcej niż w poprzedniej kadencji. Natomiast VOX zdobył teraz 52, a w kwietniu tylko 24.
Miniona kampania wyborcza skupiła się na problemie katalońskich marzeń o niepodległości. Nieuznawane referendum w 2017 r. stało się zarzewiem największego kryzysu w państwie od 40 lat. Kryzys kataloński spowodował rozłam w PP, wydzielenie skrajnie prawicowej VOX, która na hasłach jedności hiszpańskiej buduje swoją coraz silniejszą pozycję polityczną.
Lider PSOE, urzędujący premier Pedro Sánchez zapewnił, że chce utworzenia stabilnego rządu i dlatego będzie negocjował ze wszystkimi partiami politycznymi, które dostały się do parlamentu.
Źródło: Były prezydent Boliwii, Evo Morales, http://evangelicalfocus.com/world/3201/Evo_Morales_ repeals_the_ Penal_Code, [dostęp dn. 11.11.2019]; Sebastian Baryli, Flickr (CC).
Po prawie 14 latach zajmowania najwyższego urzędu, jaki istnieje w Wielonarodowym Państwie Boliwia, Evo Morales podjął decyzję o odejściu ze stanowiska. Jest to skutek ostrych protestów przeciwko wynikom ostatnich wyborów prezydenckich. Na skutek społecznej presji Morales nie będzie już prezydentem kraju, co wprowadza kraj na zupełnie nowe tory.
Wybory prezydenckie, które miały miejsce 20 października 2019 r., zakończyły się ponownym zwycięstwem Evo Moralesa. Według państwowej komisji wyborczej, dotychczasowa głowa państwa miała uzyskać wynik na poziomie 47.08%. Drugi z kolei był kandydat opozycji, Carlos Mesa z wynikiem 36,61%. Zgodnie z konstytucją, jeśli w pierwszej turze różnica między zwycięzcą, a drugim w kolejności kandydatem, jest większa niż 10%, to nie ma potrzeby rozpisywania drugiej tury.
Okoliczności jednak były takie, że opozycja od razu ogłosiło fałszerstwo. Żądała ponownego głosowania. Ostatnio głos ten podzieliła armia. Szef sztabu generalnego wezwał Moralesa do odejścia, jako sposób na przeciwdziałanie względem pogłębiającego się kryzysu społecznego i coraz ostrzejszych protestów.
Ostatnio padły zarzuty, że ostatnie wybory były polityczną farsą. Morales krytykom odpowiadał, że sam pada pod gradem ciosów, które mają znamiona zamachu stanu. Dodał, że odchodzi dlatego, by uchronić swoich politycznych sojuszników, którym niedawno spalono domy. Wezwał demonstrantów, by ci przestali atakować swoich współobywateli.
Z urzędu zrezygnował również wiceprezydent Alvaro García oraz przewodnicząca Senatu, Adriana Salvatierra. Po tym, jak nastąpiły te zmiany personalne, demonstranci wyszli na ulicę, by świętować zwycięstwo.
Już po pierwszych doniesieniach o możliwym oszustwie wyborczym, niemal codzienne obywatele wychodzili na ulice, by żądać zmian w kraju. Iskrą zapalną było niespodziewane wstrzymanie liczenia głosów, które trwało 24 godziny. Zdaniem opozycji, był to element wcześniej zaplanowanego fałszerstwa na dużą skalę.
Na skutek protestów zginąć miały co najmniej 3 osoby. Część funkcjonariuszy policji również przyłączała się do demonstrantów. Większość państw regionu, zrzeszona w Organizacji Państw Amerykańskich potwierdziła, że ma dowody na sfałszowanie wyborów.
Źródło: Spory o Morze Południowochińskie – kolorem czerwonym zaznaczono roszczenia Chińskiej Republiki Ludowej, kolorem niebieskim wydzielono 200-milowe wyłączne strefy ekonomicznego każdego z państw, zaś na zielono zaznaczono sporne wyspy, https://blog.oup.com/2014/03/sovereignty-disputes-in-the-south-and-east-china-sea/, [dostęp dn. 08.11.2019]; Goran tek-en. CC-BY-SA-3.0 via Wikimedia Commons.
Relacje dwóch azjatyckich państw komunistycznych powinny być dobre. Większość z nas pewnie tak uważa. Jednak bilateralne stosunki Chińskiej Republiki Ludowej ChRL oraz Socjalistycznej Republiki Wietnamu trudno nazwać przyjaznymi, czy nawet neutralnymi.
Właśnie dziś pojawiły się doniesienia mówiące o tym, że Pekin pogroził palcem Hanoi. Chodzi oczywiście o spór terytorialny dotyczący obszaru Morza Południowochińskiego. Chiny wysłały sygnał, by Wietnam „nie komplikował” kwestii sporów na wspomnianym akwenie wodnym. Jest to pokłosie sugestii z Hanoi, że spór terytorialny może znaleźć odzwierciedlenie w ewentualnych krokach prawnych na arenie międzynarodowej.
Wyraźny spór między komunistycznymi państwami daje się zaobserwować od lipca 2019 r., kiedy to Chiny zdecydowały się wysłać statek z nowoczesnym sprzętem w rejon występowania wstrząsów sejsmicznych. Formalnie była to misja badawcza. Problem w tym, że odbywała się na obszarze wyłącznej morskiej strefy ekonomicznej Wietnamu. Do tej strefy pretensje roszczą również Chiny.
Dwa dni temu, minister spraw zagranicznych Wietnamu, Le Hoai Trung stwierdził w wywiadzie, że negocjacje są najlepszą formą rozstrzygania sporów, lecz jeśli nie będzie innej drogi, to zostaną użyte możliwości wynikające z międzynarodowego arbitrażu lub nawet wniesienie sprawy do międzynarodowego sądu.
Co oczywiste, inny punkt widzenia prezentuje Chińska Republika Ludowa. Zdaniem szefa chińskiej dyplomacji, którym jest Geng Shuang, główny rdzeń konfliktu to sąsiedzi Pekinu, najeżdżający i okupujący cudze wyspy. Dodał, iż ma nadzieję, że Wietnam dalej będzie chciał utrzymać dobrosąsiedzkie stosunki, gdzie spory rozstrzygane są bez angażowania nikogo z zewnątrz.
Polityka faktów dokonanych poprzez budowanie sztucznych wysp i zagarnianie coraz większej części akwenu Morza Południowochińskiego, to znak rozpoznawczy współczesnych poczynań Pekinu. Na tych sztucznych wyspach są instalowane jednostki wojskowe. Bogactwa tego akwenu są przez Chiny przejmowane. Naturalnym jest, że takie poczynania budzą sprzeciw innych państw: Brunei, Malezji, Filipin, Tajwanu, czy Wietnamu. W 2016 r. Filipiny wygrały sprawę przed Stałym Trybunałem Arbitrażowym w Hadze o prawo do korzystania z akwenu, lecz Pekin odmówił uznania wyroku. Tym samym, spór będzie toczyć się dalej i zapewne pogłębiać.
Źródło: Prezydent Rodrigo Duterte, https://www.mo.be/nieuws/duterte-moedigt-oorlog-tegen-drugs-verder-aan, [dostęp dn. 07.11.2019]; Prachatai CC BY-NC-ND 2.0.
Już od dłuższego czasu filipińskie władze są krytykowane za bezkompromisową walkę z kartelami narkotykowymi. Padają oskarżenia o nadmierną przemoc i pozasądowe zabójstwa. Symbolem tego stał się prezydent kraju, Rodrigo Duterte.
Jednak krytyka polityki Duterte płynie nie tylko z zagranicy, ale także z kręgów tak opozycyjnych, jak i rządowych. Jedną z wpływowych polityczek jest Leni Robredo. Nieraz krytykowała Duterte. Ostatnio jednak przyjęła propozycję prezydenta, by to ona sama poprowadziła kontrowersyjną kampanię antynarkotykową. Już pojawiły się komentarze, że bardzo szybko może zostać „kozłem ofiarnym”.
Leni Robredo pełni obowiązki wiceprezydenta, ale jednocześnie jest politycznym rywalem Duterte. Jak sama twierdzi, przyznane uprawnienia wykorzysta do „powstrzymania zabijania niewinnych ludzi”, jak również chce pociągnąć do odpowiedzialności niektórych przedstawicieli władzy.
Rzecznik prezydenta Filipin powiedział, że nominacja Robredo była niczym innym, aniżeli spełnieniem wcześniejszych obietnic. Sama nominowana tylko stwierdziła, że jej stanowisko w sprawie wojny narkotykowej jest znane i nie powstrzyma się jej od wyrażania własnych opinii.
Po wyborach z 2016 r. prezydent Duterte rozpoczął ostrą kampanię przeciwko producentom i handlarzom narkotyków. Na celowniku znalazły się również osoby uzależnione od narkotyków.
Zdaniem Duterte, Filipiny miały stać się „państwem narkotykowym” i z tym należało walczyć. Według policji od początku operacji zginąć miało 6 600 osób, lecz organizacje pozarządowe podają liczbę ponad 27 000 ofiar. Pojawiają się oskarżenia, że dochodzić może do zbiorowych egzekucji.
Zgodnie z nominacją, Robredo zostanie współprzewodniczącą Międzyagencyjnego Komitetu ds. Narkotyków ICAD. Funkcję będzie dzielić z Aaronem Aquino, który kieruje krajową agencją ds. ścigania przestępstw narkotykowych. Do zadań Robredo będzie m. in.: kształtowanie polityki rządu w kontekście kampanii antynarkotykowej. W razie politycznego sporu może zostać w każdej chwili odwołana.
Jak podaje BBC, powołując się na źródła rządowe w Burkina Faso, doszło do ataku na konwój firmy przewożącej pracowników do kopalń. Zginął miało co najmniej 37 osób, a kolejne 60 zostało rannych. To kolejny przykład siły organizacji ekstremistycznych w tym kraju.
Zostało ustalone, że pięć autobusów przewożących pracowników kanadyjskiej firmy Semafo do pracy w kopalniach, wpadło w dobrze zorganizowaną zasadzkę. Do zdarzenia doszło w dniu wczorajszym, 40 kilometrów od miasta Boungou, położonym na wschodzie kraju. Autobusy były strzeżone przez jeden pojazd wojskowy, pod którym już na początku akcji odpalono ładunek wybuchowy. Następnie do pozostałych pojazdów został otworzony ogień z broni maszynowej. Wczorajszy atak był już trzecim, tak krwawym w ciągu ostatnich 15 miesięcy, którego celem byli pracownicy firmy Semafo.
Burkina Faso już od wielu lat zmaga się z rebelią zorganizowaną przez islamskich fundamentalistów. Liczbę zabitych liczy się już w setkach. Jednak źródeł przemocy należy szukać w sąsiednim Mali, z którego to rozlała się na kraje ościenne.
Sama firma Semafo, już w zeszłym roku, pod dwóch atakach w pobliżu należących do niej kopalń, podjęła działania zmierzające do zwiększenia poziomu bezpieczeństwa. Władze tej firmy już złożyły kondolencje rodzinom ofiar i zapewniły, że ostatnie wydarzenia nie wpłynęły na prace i jej działalność.
Burkina Faso znalazło się na celowniku fundamentalistów islamskich od 2015 r. Trzy lata wcześniej doszło do rebelii w Mali. W 2012 r. separatyści i współpracujący z nimi fundamentaliści przejęli kontrolę nad północą kraju. Sytuacja na korzyść władzy centralnej w Mali zmieniła się dopiero, po interwencji wojsk francuskich. Brak sukcesów na froncie wojennym skutkował zmianą w taktyce i przejście do działań partyzanckich oraz terrorystycznych, również poza granicami. Według Organizacji Narodów Zjednoczonych, tylko w ciągu ostatnich trzech miesięcy z Burkina Faso musiało uciekać nawet 500 tysięcy obywateli.
Niedawno w stolicy Burkina Faso, Wagadugu miały miejsce protesty. Mieszkańcy demonstrowali przeciwko przemocy oraz obecności obcych wojsk w regionie.
O sytuacji muzułmańskiej społeczności Ujgurów zamieszkującej Chińską Republikę Ludową, już od pewnego czasu specjaliści i dziennikarze się rozpisywali. Dzisiaj jednak głos w tej bulwersującej kwestii zabrał sam Sekretarz Stanu USA, Mike Pompeo.
Jak podaje agencja Reutera, Mike Pompeo miał powiedzieć, że Stany Zjednoczone są głęboko zaniepokojone licznymi doniesieniami dotyczącymi sytuacji ujgurskich aktywistów i ich rodzin w komunistycznych Chinach. Chodzić ma o liczne zeznania świadków, które pojawiają się w mediach, a w których mowa jest o nękaniu, więzieniu i bezprawnym zatrzymaniu licznej rzeszy Ujgurów. Bulwersujące są zwłaszcza doniesienia o specjalnych obozach internowania w prowincji Xinjiang, które mają być dedykowane zwłaszcza Ujgurom.
Pompeo w specjalnym oświadczeniu stwierdził, że już od pewnego czasu amerykańscy urzędnicy słali do Pekinu zapytania i prośby o zaniechanie obecnej polityki względem Ujgurów. Miano zapewniać, że nie dzieje się nic złego. Dla Pompeo skandalicznym jest, że najnowsze doniesienia są jeszcze drastyczniejsze, a działania amerykańskiej administracji niewiele dały.
Społeczność międzynarodowa już od pewnego czasu potępia poczynania komunistycznych Chin. Zdaniem ONZ, nawet milion Ujgurów mogło być umieszczonych w specjalnych obozach. Zdaniem Pekinu te obozy to nic innego niż „centra szkolenia zawodowego”, których celem jest danie pożytecznych umiejętności zawodowych oraz zwalczanie ekstremizmu. Chiny dodają, że to co dzieje się w Xinjiang, to ich wewnętrzna sprawa.
W tle tego są oczywiście relacje amerykańsko-chińskie, które martwią inwestorów. Pekin i Waszyngton uwikłane są wojnę handlową, która trwa od 15 miesięcy. Poza tym, zdaniem Chin to Stany Zjednoczone podsycają protesty, które od miesięcy przetaczają się przez autonomiczny Hongkong.
Z wielkim zainteresowaniem społeczność międzynarodowa spogląda na to, co się dzieje obecnie w Jemenie. Rząd centralny, wspierany przez saudyjską koalicję, podpisał porozumienie z separatystami z południa. Istnieje zatem duża szansa na zakończenie konfliktu jemeńskiego.
Tak zwana „wojna domowa w Jemenie”, już dawno wykroczyła swoim charakterem poza klasyczne rozumienie konfliktu wewnętrznego. Wiele państw angażowało się po jednej, bądź po drugiej stronie. Tym samym sam konflikt był eskalowany przez zainteresowanych graczy. Konflikt jemeński okazał się być tylko jednym z elementów walki o przywództwo w świecie arabskim, gdzie o prym rywalizuje Arabia Saudyjska z Iranem.
Sam konflikt jemeński przeistoczył się w wojnę o charakterze wielowymiarowym z licznymi frontami. Jednakże dzisiejsze porozumienie wydaje się pierwszym krokiem do zakończenia sporu. Jak sam następca saudyjskiego tronu stwierdził, już wkrótce może się okazać, że jesteśmy bardzo blisko końca „jemeńskiej wojny domowej”.
Jemeński konflikt toczy się już ponad cztery lata. Na samym początku linia frontu była prosta. Z jednej strony rząd centralny, kierowany przez prezydenta Abd-Rabbu Mansoura Hadi’ego, który uzyskał wsparcie międzynarodowej koalicji kierowanej przez Arabię Saudyjską i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Pod koniec 2014 r., Hadi został wyparty ze stolicy Sany i musiał szukać schronienia poza granicami kraju. Z drugiej strony byli separatyści z ruchu Huti na południu, którzy mieli wsparcie ze strony Iranu i organizacji wspieranych przez Teheran.
Saudyjski Książe Korony, Mohammed bin Salman wyraził nadzieję, że dzisiaj podpisane porozumienie otworzy możliwość przeprowadzenia szerokich rozmów ze wszystkimi zainteresowanymi stronami.
Same szczegóły porozumienia nie są znane, lecz mowa jest o tym, że po ponad miesięcznych negocjacjach ustalono, iż separatystyczna Południowa Rada Przejściowa zostanie włączona do prac rządu centralnego, zaś żołnierze rebelii będą podlegać kontroli władzy centralnej.
Trudno będzie jednak uzyskać jedność w ruchu separatystycznym. Rząd centralny jest słaby, a Huti ostatnio zaliczali same militarne sukcesy. Tym samym dążenie do pełnej niezależności południa może być silniejsze, niż niejasny traktat pokojowy.
Przywódca Republiki Salwadoru, Nayib Bukele poinformował, że nakazał wenezuelskim dyplomatom opuszczenie kraju w przeciągu najbliższych 48 godzin. Salwadorski prezydent potwierdził, że zdaniem jego rządu: Nicolás Maduro nie jest już dłużej głową państwa Wenezueli. Tym samym, uznany zostaje za głowę wenezuelskiego państwa lider opozycji, Juan Guaidó.
Już od pewnego czasu trwa ekonomiczny i polityczny chaos w Wenezueli. Ostatnio jednak, tenże kryzys przybrał bardziej personalny charakter. Z jednej strony jest, walczący o utrzymanie się u władzy, Nicolás Maduro. Z drugiej zaś, lider opozycji i przewodniczący Zgromadzenia Narodowego, Juan Guaidó.
Guaidó ogłosił w styczniu 2019 r., że wybory, które wyniosły Maduro na prezydencki urząd były sfałszowane – w trakcie tychże wyborów o drugą kadencję walczył właśnie Maduro.
Bukele w specjalnym oświadczeniu napisał, że wydala z Salwadoru cały wenezuelski korpus dyplomatyczny reprezentujący reżim Maduro. Obecny przywódca Salwadoru objął urząd w czerwcu 2019 r. i od początku twierdził, że prawowitym przywódcą jest Guaidó. W tym samym oświadczeniu czytamy, że Salwador przyjmie nowy korpus tylko z nominacji prawowitego prezydenta.
Maduro do tej pory nie wydał oświadczenia w tej sprawie, zaś Stany Zjednoczone już z zadowoleniem przyjęły ruch salwadorskiego przywódcy.
Już ponad 50 państw na świecie uznało lidera wenezuelskiej opozycji za prawowitego przywódcę. Jednakże, nie skutkowało to odsunięciem od władzy Maduro. Co ważne, Maduro ma wsparcie takich państw jak Kuba, Federacja Rosyjska, czy Chińska Republika Ludowa. Mediacji podjęły się takie kraje jak Barbados, czy Norwegia, lecz negocjacje utknęły w martwym punkcie.
Maduro nie chce rozmawiać z opozycją, która jego zdaniem szkodzi Wenezueli, poprzez popieranie uciążliwych sankcji gospodarczych nałożonych przez Stany Zjednoczone.
Zdaniem Organizacji Narodów Zjednoczonych ONZ, Wenezuela obecnie przeżywa jeden z najgorszych kryzysów ekonomicznych. Nawet jedna czwarta obywateli tego ponad 30-milionowego kraju może potrzebować pomocy – i to pomimo faktu posiadania bogatych złóż ropy naftowej. Ponad cztery miliony obywateli zdecydował się na opuszczenie kraju.
Źródło: Wciąż u władzy prezydent Wenezueli, Nicolás Maduro, https://www.americasquarterly.org/content/why-venezuelas-nicolas-maduro-doesnt-look-finished-quite-yet, [dostęp dn. 03.11.2019]; Eneas De Troya (Flickr) Dec. 5, 2016 CC by 2.0.
Źródło: Juan Guaidó, https://www.europeaninterest.eu/article/epp-european-parliament-recognises-juan-guaido-interim-president/, [dostęp dn. 03.11.2019]; PHOTO BY: Flickr/HazteOir.org/CC BY-SA 2.0.
Źródło: Prezydent Salwadoru, Nayib Bukele, https://www.flickr.com/photos/fotospresidencia_sv/33229999328/in/album-72157678693801768/, [dostęp dn. 03.11.2019]; domena publiczna.
Media masowe poświęcają dziś czas doniesieniom o rzekomych zbrodniach popełnianych przez tureckich sojuszników, na północy Syrii. Na tym obszarze Turcja prowadzi operację wojskową przeciwko kurdyjskiej milicji.
Jak podaje BBC, siły wspierane obecnie przez Turcję są oskarżane o zbrodnie wojenne. Jako dowód okazywane są nagrania zrobione za pomocą telefonów komórkowych. Organizacja Narodów Zjednoczonych ONZ już podała, że w przypadku potwierdzenia oskarżeń, to sama Ankara może zostać pociągnięta do odpowiedzialności. Turcja obiecała przeprowadzić dochodzenie w tej bulwersującej sprawie.
Na nagraniach widać, jak mężczyźni wykrzykując islamskie hasła religijne deklarują, że są świętymi wojownikami i przynależą do batalionu Faylaq Al-Majd, co znaczy Korpus Chwały. W tle widoczne są zwłoki kurdyjskich bojowników. W dalszej części filmu widać zakrwawione zwłoki kobiety, które są bezczeszczone. Zastanawia, że forma materiału video jest podobna do tego, który do niedawno publikowało niesławne Państwo Islamskie.
Media podkreślają, że inspiratorzy nagrania nie są zaliczani do islamskich fundamentalistów, a do rebelianckiej Syryjskiej Armii Narodowej, wspieranej i finansowanej przez jednego z najważniejszych członków Paktu Północnoatlantyckiego NATO, jakim bez wątpienia jest Turcja.
Sam film miał powstać 21 października 2019 r. Udało się zidentyfikować ciało kobiety na nagraniu – jest nią Amara Renas, która służyła w Kobiecych Jednostkach Ochrony YPJ, będącej częścią kurdyjskiej milicji o nazwie Powszechne Jednostki Samoobrony; siły te walnie przyczyniły się do zniszczenia samozwańczego Państwa Islamskiego na pograniczu syryjsko-irackim.
Dnia 9 października 2019 r., Turcja, wraz z syryjskimi sojusznikami, rozpoczęła operację wojskową na północy Syrii skierowaną przeciwko kurdyjskim enklawom i milicji. Celem, zdaniem Ankary, ma być zniwelowanie zagrożenia terrorystycznego będącego dziełem tychże sił kurdyjskich oraz stworzenie bezpiecznej strefy, na której relokowani byliby syryjscy uchodźcy.
Co ważne, operacja rozpoczęła się kilka dni po tym, jak prezydent USA, Donald Trump ogłosił wycofanie amerykańskich sił i zaprzestanie wspierania kurdyjskiej milicji. Amerykanie i Kurdowie współpracowali w związku z celem, jakim było zniszczenie Państwa Islamskiego.
Ostatnim aktem walki z Państwem Islamskim było zabicie lidera tej ekstremistycznej formacji, którym był Abu Bakr al-Baghdadi. Kurdowie twierdzą, że to oni dostarczyli ważnych danych wywiadowczych.
Źródło: Turcja (pomarańczowy kolor) i Syria (zielony kolor), https://en.wikipedia.org/wiki/Turkish_involvement_in_the_Syrian_Civil_War#/media/File:Turkey-syria.svg, [dostęp dn. 03.11.2019]; Attribution-ShareAlike 3.0 Unported (CC BY-SA 3.0).
Źródło: Tureckie wojska w pobliżu syryjskiej granicy, https://www.transcend.org/tms/2019/10/turkey-syria-kurds-violent-conflict-action-needed/, [dostęp dn. 03.11.2019]; This work is licensed under a CC BY-NC 4.0 License.
Źródło: Abu Bakr al-Baghdadi, https://www.middleeastmonitor.com/20191031-us-releases-baghdadi-raid-video-warns-of-likely-retribution-attack/, [dostęp dn. 03.11.2019]; Creative Commons Attribution-NonCommercial-ShareAlike 4.0 International License.