SIEĆ REGIONALNYCH OŚRODKÓW DEBATY MIĘDZYNARODOWEJ






BIULETYN INFORMACYJNY RODM TORUŃ
WIADOMOŚCI ZE ŚWIATA
KWIECIEŃ 2021

26.04.2021 Starcia w Mogadiszu

Walka o władzę w Somalii przybrała nowy, bardziej dramatyczny wymiar. Rywalizujące grupy starły się zbrojnie w stolicy tego wschodnioafrykańskiego państwa. Różne frakcje ścierają się o prezydencki mandat. Z jednej strony są zwolennicy obecnej głowy państwa. Z drugiej zaś, jego polityczni rywale, którzy uważają, że już za długo jedna osoba pełni najważniejszy urząd w Somalii.

Strzały w Mogadiszu słychać od wczoraj. Główne walki są między siłami bezpieczeństwa, lojalnymi wobec prezydenta, a jego przeciwnikami. Polityczny impas związany jest z faktem, że przedłuża się kadencja obecnej głowy państwa, a jest nią Mohamed Abdullahi Mohamed. W latach 2010-2011 był premierem, a od 16 lutego 2017 r. jest prezydentem Somalii.

Jak podaje Al-Dżazira, minister bezpieczeństwa wewnętrznego, Hassan Hundubey Jimale, złożył kondolencję rodzinom ofiar, ale nie ma oficjalnego doniesienia o tym, ile osób zginęło lub zostało rannych. Stwierdził tylko, że za atakiem miały stać siły, którym nie zależy na somalijskim bezpieczeństwie i wszystkie one zostały odparte.

Polityczna sytuacja się skomplikowała po tym, jak prezydent Mohamed Abdullahi Mohamed podpisał niedawno zmiany w prawie, który wydłużają jego prezydencki mandat o kolejne dwa lata. Nie tylko ma teraz przeciwko sobie całą opozycję, ale także kraje „Zachodu”, które łożyły duże sumy pieniędzy na pomoc dla tego państwa.

Wybory były zaplanowane na lutego 2021 r., ale w związku z wewnętrzną niestabilnością były przesuwane, aż do decyzji o wydłużeniu kadencji obecnej głowie państwa. Były prezydent Somalii, Hassan Sheikh Mohamud poinformował, że jego dom został ostrzelany. Dodał, że za każdym nieszczęściem będzie teraz stać Mohamed Abdullahi Mohamed, gdyż to on miał doprowadzić do upolitycznienia sił bezpieczeństwa.

Pojawiają się jednak doniesienia, że do gry wchodzi armia, która w tej konfrontacji nie wspiera głowy państwa. Według Al-Dżaziry, z linii frontu walki z islamskimi fundamentalistami odsyłane są obwody i wysyłane do stolicy. Niektórzy generałowie mają wprost przesyłać do Mogadiszu ultimatum, by prezydent się wycofał i oddał władzę.

Źródło: Al-Dżazira.

25.04.2021 Starcia etniczne w Etiopii

W połowie kwietnia 2021 r. miało dojść w Federalnej Republice Demokratycznej Etiopii do ostrej eskalacji konfliktu międzyetnicznego. W jego wyniku, zdaniem lokalnych urzędników, śmierć mogło ponieść ponad 200 osób.

Pierwsze raporty nie były dość precyzyjne. Mowa była o 50 zabitych. Jednak ostatnie doniesienia są o wiele bardziej dramatyczne. Chodzi o etniczne animozje, które co jakiś czas zdwojone wybuchają między dwiema największymi wspólnotami w Etiopii. Chodzi o ludy, które są zwaśnione. Od lat trwa spór między wspólnotą Oromo (Oromowie) a Amhara (Amharowie).

Do tragicznych zdarzeń miało dojść na północy etiopskiego regionu o nazwie Amhara. Zarówno mieszkańcy, jak i lokalni urzędnicy potwierdzili, że do tragicznych wydarzeń doszło w Specjalnej Strefie Oromów. Jest to specjalna strefa, w której Oromowie stanowią większość, a położona jest ona w zdominowanym przez Amharów regionie amharskim w Etiopii. Również miasto Ataye było świadkiem wybuchu międzyetnicznej przemocy.

Krwawe starcia miały miejsce 16 kwietnia 2021 r. Endale Haile, który pełni w Etiopii funkcję Rzecznika Praw Obywatelskich powiedział, że zginąć mogło co najmniej 200 osób, ale ostateczna liczba ofiar jest wciąż weryfikowana.

Sytuacja w Etiopii staje się trudna. Sam kraj ma przed sobą jednak ważne polityczne wydarzenia, które mogą tylko wzmagać etniczne animozje. W czerwcu 2021 r. mają się odbyć wybory powszechne, a na coraz większym obszarze dochodzi do otwartych konfliktów.

Polityka premiera Abiy Ahmeda wzmogła procesy decentralizacyjne. Coraz więcej grup etnicznych domaga się większych praw i przywilejów dla nich samych, co nie sprzyja etiopskiej stabilizacji, jak i jedności.

W samym mieście Ataye około 25% budynków mieszkalnych zostało zniszczonych. W regionie, ćwierć miliona ludzi zostało zmuszonych przez okoliczności do opuszczenia swoich domów. Po ostatnich walkach, blisko 78 tysięcy osób uciekło, by schronić się przed skutkami konfliktu. Niektóre mniejsze miejscowości są teraz opuszczone. Sytuacja z dnia na dzień ulega pogorszenia, co może skutkować kolejną katastrofą humanitarną.

Źródło: agencja Reutera.

25.04.2021 Dramatyczna sytuacja pandemiczna w Indiach

Wszystko wskazuje na to, że pandemiczna sytuacji w Republice Indii, związana z koronawirusem/Covid-19, wymknęła się spod kontroli. Premier tego azjatyckiego państwa, Narendra Damodardas Modi stwierdził, że kraj został wstrząśnięty „koronawirusową burzą”. Stany Zjednoczone już ogłosiły chęć wysłania pomocy.

To właśnie Indie są na czele niechlubnej listy krajów, w których na dobę jest najwięcej nowych, potwierdzonych przypadków zachorowań. Mówimy, w kontekście tego państwa, o dawcy światowych niechlubnych rekordów. Władze przestrzegają przed utrzymywaniem się tego trendu. Apelują o ostrożność, przestrzeganie obostrzeń oraz zgłaszanie się na szczepienia.
Amerykańskie władze są zaniepokojone nagłym przyrostem chorych w Indiach. Zastanawiają się jak pomóc.

Ostatniej doby potwierdzono – jak podaje agencja Reutera – aż 349 691 nowych przypadków. Już czwarty dzień z kolei Indie biją światowy dobowy rekord. Szpitale nie wytrzymują przyrostu chorych. Nowe przypadki obecnie nie są nawet wpuszczane do szpitali, w których nie ma już wolnych łóżek oraz tlenu.

W przemówieniu radiowym, premier Indii wygłosił płomienne oświadczenie. Stwierdził m. in., że obywatele byli zbyt pewni siebie. Uwierzyli, że po pokonaniu pierwszej fali pandemii, już nic im nie grozi. Niestety kolejne fale przytłoczyły służbę zdrowia, która obecnie jest całkowicie niewydolna.

Na władze Indii spada teraz olbrzymia krytyka. Kiedy liczba dobowych zachorowań spadła poniżej 10 tysięcy, pozwolono na organizację wydarzeń politycznych i religijnych. Pamiętajmy, że mówimy o kraju, który jest najludniejszym na świecie. Przedstawiciele służby zdrowia podali, że nie są w stanie już przyjmować nowych pacjentów. Przed szpitalami ustawiane są nosze, na których chorzy czekają na pomoc.

Według ostatnich danych sytuacja jest dramatyczna. Władze przedłużają lockdown o kolejny tydzień. Szacunki mówią, że co cztery minuty w Indiach umiera jedna osoba na koronawirusa.
Zdaniem niektórych specjalistów, Indie stoją na skraju katastrofy humanitarnej. Od początku pandemii zachorowało blisko 17 milionów obywateli, a zmarło ponad 192 tysiące. Indie liczą około 1,3 miliarda mieszkańców.

Źródło: agencja Reutera.

24.04.2021 Unia Afrykańska wypowiedziała się w sprawie Czadu

Sytuacja polityczna w Czadzie skomplikowała się po śmierci prezydenta kraju. W tej sprawie wypowiedziała się właśnie Unia Afrykańska, najważniejsza organizacja na kontynencie afrykańskim. Skrytykowała ona wojsko czadyjskie, które de facto przejęło rządy w kraju.

Wczoraj wieczorem Unia Afrykańska wydała specjalne oświadczenie. Wzywa w nim czadyjskich wojskowych do przywrócenia cywilnych rządów w Czadzie. Wojskowi, po śmierci w walkach z rebeliantami prezydenta Idrissa Déby’ego Itno, mianowali tymczasowym przywódcą jego syna, którym jest gen. Mahamat Idriss Déby.

Rada Pokoju i Bezpieczeństwa Unii Afrykańskiej, odpowiedzialna za sprawy szerzenia pokoju i dbanie o zbiorowe bezpieczeństwo kontynentalne, krytycznie określiła ostanie zmiany ustrojowe, zaprowadzone po śmierci głowy państwa. Sama rada wojskowa, która nagle się pojawiła, jak i pozakonstytucyjne mianowanie gen. Mahamata Idrissa Déby’ego głową państwa, po śmierci jego ojca, zostało uznane za, co najmniej, „niepokojące”.

Idriss Déby Itno zginął pięć dni temu na skutek ran odniesionych w walce z przeciwnikami jego reżimu. Rządził Czadem przez ponad 30 lat. Jego pogrzeb odbył się wczoraj. Obecnych było wielu przywódców światowych, m. in.: prezydent Francji, Emmanuel Macron. Francuski przywódca wezwał do dialogu i demokratycznych przemian.

Mahamat Idriss Déby ma 37 lat. Rozwiązał rząd i parlament. Przejął pełnię władzy w Czadzie. Zapowiada przekazanie władzy, ale dopiero po wyborach, które mają się odbyć za 18 miesięcy.
Czad to ważniejszy regionalny sojusznik państw „Zachodu”. Odgrywa istotną rolę w walce z silnym fundamentalizmem islamskim oraz międzynarodowym terroryzmem w Afryce Zachodniej. Sytuacja jest rozwojowa.

Źródło: Africanews.com. 

24.04.2021 Kryzys w Mjanmie

Na początku lutego 2021 r. doszło w Republice Związku Mjanmy do wojskowego zamachu stanu. Protesty, które później miały miejsce, pochłonęły już wiele ofiar. Sytuacja jest na tyle zła, że państwa regionu są zaniepokojone.

W Indonezji odbywa się teraz spotkanie na najwyższym szczycie. Liderzy państw Azji Południowo-Wschodniej omawiają najważniejsze problemy dotyczące spraw regionu. Jednocześnie jest to pierwszy szczyt, na którym pojawił się przedstawiciel Mjanmy, od czasu lutowego zamachu stanu.

Lider junty wojskowej musiał jednak usłyszeć niezbyt przyjemne dla niego wezwanie. Liderzy państw regionu wezwali wojskowych z Mjanmy do jak najszybszego zakończenia brutalnego rozprawiania się z przeciwnikami nowego reżimu. W sumie śmierć mogło ponieść już ponad 700 osób. Liczba uwięzionych nie jest znana.

Indonezyjskie rozmowy to największe spotkanie przywódców państwowych, na którym po raz pierwszy omawiano kryzys w Mjanmie. Na ten właśnie szczyt wybrał się przywódca junty, gen. Min Aung Hlaing. Jest to jego pierwsza zagraniczna wizyta.

Indonezyjska stolica, Dżakarta, gości teraz przedstawicieli państw członkowskich ASEAN, czyli Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej. W jej składzie jest 10 państw regionu. Do Dżakarty udali się przywódcy państw, albo premierzy lub szefowie dyplomacji w imieniu liderów swoich krajów.

Malezyjski premier, którym jest Muhyiddin Yassin, wezwał do zakończenia represji oraz uwolnienia więźniów politycznych. Prezydent Indonezji, Joko Widodo nazwał sytuację w Mjanmie mianem „niedopuszczalnej” i wezwał wojskowych do wpuszczenia zagranicznej pomocy, którą ma wysłać właśnie ASEAN.

Premier Singapuru, Lee Hsien Loong stwierdził, że jego zdaniem lider junty wojskowej w Mjanmie miał spokojnie przyjąć słowa krytyki, oraz zgodzić się na wjazd misji państw ASEAN.
W samej Dżakarcie, jak i w wielu miastach Mjanmy, dochodziło dziś do demonstracji. W indonezyjskiej stolicy skandowano „Przywróć demokrację”, jednocześnie uderzając w garnki i patelnie. Nie ma doniesień o przemocy w Mjanmie po dzisiejszych protestach.

Co ważne, zdaniem specjalistów, ASEAN nie ma sprecyzowanego planu działań na wypadek eskalacji konfliktu. Sama organizacja jest podzielona. Kraje położone na kontynencie, i leżące bliżej Chińskiej Republiki Ludowej, są bardziej wstrzemięźliwe odnośnie ewentualnej interwencji, czy innych form działania. Zupełnie inne stanowisko prezentują kraje morskie, dalej położone od wpływów Pekinu. Te domagają się natychmiastowej akcji, tak organizacji, jak i regionu. Trudno będzie o jeden głos organizacji ASEAN.

Źródło: BBC.com.

21.04.2021 Idriss Deby nie żyje

Dnia 20 kwietnia 2021 r. zginął prezydent Republiki Czadu, Idriss Deby. Pełnił najwyższy urząd w tym afrykańskim państwie nieprzerwanie od 2 grudnia 1990 r. Najnowsza historia Czadu ściśle związana jest z tą postacią. Jak podaje agencja Reutera, powołując się na czadyjskie źródła wojskowe, głowa państwa miała ponieść śmierć „na linii frontu”.

Ponad 30 lat rządów Idrissa Deby’ego nie należały do spokojnych. Przetrwał jako głowa państwa, pomimo licznych przeciwności losu. Był uważany za jednego z ważniejszych sojuszników państwa „zachodnich”, w kontekście walki z międzynarodowym terroryzmem na Zachodzie Afryki.

W samym Czadzie jednak budził mieszane uczucia. Wielokrotnie próbowano go obalić. Rebelianci niemal podchodzili pod pałac prezydencki, a Deby i tak dalej trwał. Oceniany bywał różnie, ze względu właśnie na zdolność przetrwania i to, co mógł zrobić, by u steru władzy się utrzymać.

Niedawno, bo 11 kwietnia 2021 r. miały miejsce w Czadzie wybory prezydenckie. Według wstępnych wyników, opublikowanych 19 kwietnia br. obecny prezydent wygrywał zdecydowaną większością głosów.

Same wybory, ich przebieg jak i atmosfera przedwyborcza były jednak krytykowane przez organizacje broniące prawa człowieka, jak i niezależnych obserwatorów. Pojawiały się zarzuty o wprowadzenie autorytarnego modelu rządów.

Idriss Deby miał liczyć na poparcie rzędu blisko 80%. Drugi, daleko za nim, był Albert Pahimi Padacké (były premier w latach 2016-2018), który uzyskał nieco ponad 10% poparcia. Deby wygrał zatem szóstą z kolei kadencję, jednak przy bojkocie gros działaczy opozycyjnych.

Zdaniem czadyjskiej armii, prezydent zginął w walce z rebeliantami na północy kraju. Rzecznik armii, Azem Bermendoa Agouna podał wczoraj do publicznej wiadomości, że Tymczasowa Rada Oficerów Wojskowych mianowała na określony czas nową głowę państwa, w osobie syna zmarłego prezydenta, czyli Mahamata Idrissa Deby’ego.

Wielu zastanawia się jak śmierć tak charyzmatycznego przywódcy może wpłynąć na region, który zmaga się tak rebeliami, pandemią, kryzysem, jak i islamskim fundamentalizmem.
W samym Czadzie zarówno armia, jak i opozycja, są podzielone i może zacząć się teraz walka o schedę. Społeczność międzynarodowa natomiast, na czele z Francją i Stanami Zjednoczonymi, obawia się tego, jak chaos wewnętrzny może zaprzepaścić ostatnie sukcesy w walce z międzynarodowym terroryzmem.

Idriss Deby Itno miał stopień marszałka – doszedł do władzy jako młody oficer podczas buntu – i nierzadko wizytował żołnierzy zaangażowanych w walkach na północy kraju. Czad zmagał się nie tylko z rebelią ale również z samowolnie działającymi najemnikami libijskimi.

Dość często zmarły prezydent pojawiał się w mediach, w mundurze wojskowym, by pokazać jak wspiera walczących żołnierzy. Wojsko podało, że został ranny podczas walk z „terrorystami z Libii”. Po przetransportowaniu zmarł wskutek odniesionych obrażeń.

Krótko po tej informacji ogłoszono godzinę policyjną. Rząd i parlament zostały rozwiązane. De facto rządy przejęło wojsko. Armia poinformowała, że zamierza przekazać ster władzy cywilom w ciągu 18 miesięcy, po przeprowadzeniu powszechnych wyborów.

Rebelianci, którzy dążyli do obalenia zmarłego prezydenta poinformowali, że zamierzają kontynuować ofensywę na stolicę. Podkreślają, że Czad nie jest monarchią i obecne rozwiązania są dla nich nieakceptowalne.

Źródło: agencja Reutera.

16.04.2021 Amerykańska polityka asertywności względem Chińskiej Republiki Ludowej

Wielu analityków z zainteresowaniem przygląda się obecnej wizycie japońskiego premiera w Waszyngtonie. Yoshihide Suga jest pierwszym zagranicznym gościem, którego powitał nowy gospodarz Białego Domu, a jest nim Joe Biden. Przewija się opinia, że ma to być element nowej amerykańskiej polityki. Celem jest zwiększenie asertywności USA względem komunistycznej Chińskiej Republiki Ludowej ChRL.

Jak podaje agencja Reutera, powołująca się na urzędnika w amerykańskiej administracji, Waszyngton chce wyciągnąć rękę w kierunku Japonii, która coraz bardziej narzeka na gospodarcze uzależnienie od większego sąsiada. Chodzić ma zwłaszcza o dywersyfikację łańcucha dostaw. Pojawiły się przecieki, że USA mają Tokio zaproponować alternatywę względem chińskiej sieci 5G firmy Huawei. Koszt takich działań ma przekroczyć 2 miliardy dolarów amerykańskich.

Co oczywiste, dla Waszyngtonu i Tokio liczba wspólnych tematów jest bardzo duża. W większości przewija się czynnik chiński. Wśród tematów do rozmów ma być kwestia łamania praw człowieka w Chinach kontynentalnych, czy sytuacja w coraz mniej autonomicznym Hong Kongu. Ostatnio jednak światowa opinia pochylała się nad sytuacją Tajwanu. Zdaniem Pekinu, obszar ten to tylko jedna z jej zbuntowanych prowincji, natomiast w Tajpej stoją na stanowisku, że są niepodległym państwem o nazwie Republika Chińska. Między Pekinem a Tajpej rośnie napięcie, co ma wpływ na sytuację w całym basenie Morza Południowochińskiego.

Yoshihide Suga przejął urząd szefa japońskiego rządu we wrześniu 2020 r. Nie ma łatwego zadania. Z jednej strony polityczne obawy o chińską dominację regionalną. Z drugiej zaś, coraz większe gospodarcze powiązania z potężniejszym sąsiadem. Wcześniejsze oświadczenia wspólne USA i Japonii były delikatne i co najwyżej „podkreślały znaczenie pokoju i stabilności w Cieśninie Tajwańskiej” albo podzielały „poważne obawy” o stan praw człowieka w Chinach.

Nie wydaje się, by poza dyplomatycznymi gestami, ta wizyta radykalnie zmieniła postawy w Tokio i Waszyngtonie. Dla USA jednak nabiera znaczenia postawa Chin w interesującym ją regionie geostrategicznym: Indo-Pacyfiku.

Źródło: agencja Reutera.

15.04.2021 Stany Zjednoczone nie wyślą jednak okrętów w rejon Morza Czarnego

Jeszcze tydzień temu Turcja informowała, że jej sojusznik w ramach Paktu Północnoatlantyckiego NATO, czyli Stany Zjednoczone, mają w planach rozmieszczenie dwóch swoich okrętów na Morzu Czarnym. Dziś zdementowano informację.

Informacja o skierowaniu dwóch jednostek na obszar akwenu wodnego, do którego roszczenia w zakresie strefy wpływów ma Federacja Rosyjska, zelektryzowała światową opinię publiczną. Niemal natychmiastowa była reakcja Kremla. Z Moskwy popłynęła sugestia, że jeśli informacja się potwierdzi, to potraktują ją jako „nieprzyjazną prowokację”.

Dziś tureccy dyplomaci podali do publicznej wiadomości informację, że USA jednak zrezygnowały z rozmieszczenia swoich okrętów na jakże drażliwym akwenie, jakim jest Morze Czarne. Przyczyną zmiany postawy mają być informacje o rozmieszczeniu znacznych sił lądowych Federacji Rosyjskiej przy granicy z Ukrainą. Kijów i Moskwa mają niezałatwione kwestie związane z aneksją Krymu oraz separatyzmem w Donbasie.

Formalnie amerykańska decyzja nie ma związku z koncentracją rosyjskich sił, ale wielu doszukuje się prawidłowości. Co więcej, zdaniem Waszyngtonu wcześniejsza informacja, którą Turcy zinterpretowali jako rozmieszczenie dwóch okrętów na Morzu Czarnym, była źle zrozumiana. Dodano, że nieraz informowano Ankarę o możliwości wysłania jednostek na wspomniany akwen, ale gotowość do działania nie znaczy zawsze, że coś takiego się zrobi.

Moskwa nie ukrywa, że jej działania to odpowiedź na „groźbę zachowań ze strony NATO”. Dla Kremla istotne jest, by państwa Sojuszu trzymały się z dala od Krymu oraz jego czarnomorskiego wybrzeża.

Oficjalny komunikat Moskwy jest taki, że obecna koncentracja wojsk to tylko element ćwiczeń: duże ćwiczenia na których szkoli się żołnierzy w zakresie przeciwdziałania zagrożeń militarnych, ale w domyśle, przed ewentualnymi nieprzyjaznymi krokami ze strony Paktu Północnoatlantyckiego.

Źródło: Al-Dżazira.

15.04.2021 Epidemiczny stan kryzysowy w Indiach

Sytuacja w Indiach staje się dramatyczna. Jest to najludniejsza demokracja na świecie. Republika Indii ma status drugiego kraju na świecie pod względem liczby ludności. Szacuje się, że mieszka w nim około 1,4 miliarda obywateli.

Zagęszczenie, oraz liczba ludności, mają wpływ na szybkość rozprzestrzeniania się pandemii koronawirusa/Covid-19. Ostatnia doba była rekordowa. Tylko w ciągu ostatnich 24 godzin zanotowano ponad 200 tysięcy nowych przypadków. Już ponad 14 milionów mieszkańców zmaga się, lub zmagało, z tym niebezpiecznym wirusem. System służby zdrowia jest na skraju załamania.

Sama liczba chorych to dopiero wierzchołek problemów medyków w Indiach. Zaczyna brakować wszystkiego. Szpitale już informują, że nie ma łózek, a nawet brakować zaczyna tlenu. Również nie ma wystarczającej liczby testów. Nie wszystkie szpitale też nadążają z raportowaniem. Prawdziwa dobowa liczba chorych jest zapewne większa.

Zmarło ostatniej doby 1 038 chorych. W sumie od początku pandemii zmarło 173 123 zarażonych koronawirusem. Ogólna liczba chorych to już ponad 14 milionów. Na świecie gorsza sytuacja jest tylko w Stanach Zjednoczonych, gdzie zanotowano prawie 31,5 miliona przypadków.

To, co musi budzić niepokój to fakt, że siódmy dzień z kolei Indie notują rekordowe wskaźniki. Kraj ten przeżywa, zdaniem specjalistów, szczyt drugiej fali pandemii. 25% wszystkich przypadków obecnie notuje się w ludnym indyjskim stanie, Maharasztra. Stolicą stanu jest Bombaj.

Służba zdrowia jest na skraju załamania. Liczba nowych przypadków jest przytłaczająca. Zaczyna brakować podstawowych medykamentów i środków do pielęgnacji chorych. Na chwilę obecną nie ma łózek, na które można położyć nowych, ciężko chorych pacjentów. Chorzy zaczynają być leczeni w karetkach, które w długich kolejkach czekają przed szpitalami, aż zwolni się miejsce.
Ministerstwo zdrowia Indii podało, że zwiększono produkcję tlenu i obecna ilość powinna być wystarczająca, pomimo zwiększonej liczby nowych chorych.

Źródło: Al-Dżazira.

12.04.2021 Ekwador po wyborach

Dnia 11 kwietnia odbyła się druga tura wyborów prezydenckich w Republice Ekwadoru. Lenín Boltaire Moreno Garcés, który objął urząd głowy państwa w 2017 r., nie dążył do reelekcji. Ekwador w wyborach odrzucił socjalistyczne hasła.

Guillermo Lasso, bankier, został niespodziewanie zwycięzcą wyborów prezydenckich w Ekwadorze. Zyskał przychylność obietnicą ożywienia gospodarczego. Pandemia koronawirusa mocno odcisnęła piętno na ekonomii kraju.

Wyborcy nie uwierzyli w hasła socjalistycznego kandydata. Obietnice hojnego budżetu centralnego zostały odrzucone.

Lasso uzyskał 52% poparcia w drugiej turze i pokonał ekonomistę Andresa Arauza. Dla prezydenta-elekta trudny czas realizacji obietnicy ożywienia gospodarczego. Zdaniem Lasso to, co powinno wzbudzić niepokój to olbrzymia bieda oraz wysoki poziom bezrobocia.

Właśnie zakończona kampania wyborcza była trzecią z kolei dla Lasso. Tym razem zakończyła się dla niego sukcesem. Obiecał tworzyć miejsca pracy, przyciągać inwestorów, zwłaszcza dla sektora rolniczego oraz stworzyć klimat dla zagranicznych przedsiębiorców.

Jego przeciwnicy raczej obiecywali plan rozdawnictwo. Poza tym, Lasso wykorzystał niezadowolenie rdzennych mieszkańców, którzy nie tyle byli za nim, co przeciw dotychczasowym liderom. Dla Lasso teraz trudny czas negocjacji chociażby z Międzynarodowym Funduszem Walutowym.

Źródło: agencja Reutera.

12.04.2021 Peru po wyborach

Zakończyły się wybory powszechne w Republice Peru. Obywatele wybierali prezydenta, wiceprezydenta oraz 130 członków jednoizbowego parlamentu. Oczywiście najwięcej emocji budził wybór głowy państwa. Wszystko wskazuje na to, że w czerwcu odbędzie się druga tura wyborów prezydenckich.

Dnia 11 kwietnia 2021 r. wielu mieszkańców Peru udało się do urn wyborczych. Wciąż trwa liczenie ważnie oddanych głosów. Mniej więcej wiemy czego się spodziewać, dzięki wynikom badań ankietowych zrobionych przez firmę Ipsos.

Dwóch kandydatów prawdopodobnie zmierzy się w drugiej turze wyborów. Z jednej strony ma to być kandydat skrajnej lewicy, Pedro Castillo. Z drugiej zaś, konserwatywna działaczka: Keiko Fujimori.

Castillo to znany przywódca związków zawodowych i nauczyciel. Miał on uzyskać około 18,6% głosów. Fujimori natomiast, to córka byłego prezydenta Peru, który został uwięziony, Alberto Fujimori’ego (stał na czele państwa w latach 1990-2000).

Peru obecnie przeżywa trudne chwile. Rynki światowe zareagowały niespokojnie na sondażowy wynik wyborczy. Peru to jeden z ważniejszych producentów miedzi na świecie.

Castillo chce, by rola państwa w kluczowych sektorach była znacznie większa, a miałoby się to odbyć kosztem wpływów obecnych elit. Fujimori natomiast jest nastawiona bardziej liberalnie, ale ciągnie się za nią odium przeszłości. Ojciec został skazany za łamanie praw człowieka. Ona sama przez krótki czas była aresztowana, za rzekome przyjęcie korzyści majątkowej od brazylijskiej firmy Odebrecht.

Jeszcze przed wyborami sugerowano, że do drugiej tury obok Fujimori może znaleźć się Hernando de Soto (liberalny ekonomista), ale prawdopodobnie nie zyskał odpowiedniego poparcia.
Badanie Ipsos może być jednak mylące. Dane komisji wyborczej po zliczeniu 11% głosów lokują Fujimori dopiero na czwartym miejscu. Castillo jest liderem. Zatem o drugie miejsce walczyć dalej mogą Fujimori, de Soto oraz ultraprawicowiec Rafael Lopez Aliaga.

Castillo znalazł poparcie w biedniejszej części społeczeństwa. Jego głównym hasłem stało się zniesienie obecnej konstytucji. Pociągnął za sobą młodych demonstrantów, którzy pod koniec 2020 r. wyszli na ulicę i zmienili oblicze polityki peruwiańskiej.

W 2018 r. urząd głowy państwa objął Martín Alberto Vizcarra Cornejo. Po dwóch latach został jednak zniesiony ze stanowiska na skutek procedury impeachmentu, za nadużycia władzy. W listopadzie 2020 r., na pięć dni urząd objął Manuel Arturo Merino de Lama – ustąpił wskutek protestów. Obecnie prezydentem jest Francisco Rafael Sagasti Hochhausler.

Źródło: agencja Reutera.

11.04.2021 Wybory w Beninie

Republika Beninu to państwo położone w Afryce, nad Zatoką Gwinejską. Obywatele idą dziś do wyborów. Wybiorą prezydenta kraju. Okres przedwyborczy był burzliwy. W wyniku starć ulicznych zginęły dwie osoby. Benin ma opinię jednego z bardziej stabilnych państw.

Protesty dotyczyły obietnicy, którą złożył prezydent Patrice Guillaume Athanase Talon. Objął on urząd w 2016 r. Obiecał, że będzie głową benińskiego państwa tylko przez jedną kadencję. Gdy niespodziewanie zmienił zdanie, wybuchło społeczne niezadowolenie.

W wyborach bierze udział jeszcze dwóch innych kandydatów. Alassane Soumanou to były minister, które reprezentuje opozycję benińską. Natomiast Corentin Kohoué to nuworysz, który może być „Czarnym Koniem” wyborów.

Benin miał status kolebki afrykańskiej demokracji wielopartyjnej. Jednakże ostatnie wydarzenia mocno nadwyrężyły dobrą opinię o reżimie. Kilka kluczowych postaci benińskiej opozycji przed wyborami zostało aresztowanych. Uniemożliwiono im udział w wyborach, co uważa się za pogwałcenie ich praw. Niektórzy musieli udać się na emigrację.

Uprawnionych do głosowania jest 5,5 Benińczyków oraz kolejne 45 tysięcy w diasporach rozsianych na świecie.

Minister komunikacji Alain Arounla stwierdził niedawno, że: „Nie potrzebujemy, aby każda osoba w Beninie kandydowała w wyborach, albo aby była reprezentantem siebie. Gdy partia rządząca i opozycja będą reprezentowane, wybory są zakończone - a system demokratyczny jest sprawny”. Trudno nazwać to w pełni demokracją.

Wielu obawia się, że niedawna przedwyborcza przemoc to przedsmak tego, co może się wydarzyć. Zdaniem świadków wydarzeń, trzy dni temu w mieście Savè zginęły dwie osoby. Nastąpiło to wskutek starć protestujących z siłami bezpieczeństwa, które podjęły decyzję o rozpędzeniu wiecu. Kolejne sześć osób potrzebowało opieki medycznej. Wszyscy mieli rany postrzałowe. Również w innych miastach odbyły się demonstracje.

Władze twierdzą, że to demonstranci byli agresywni. Wiece organizowano pod hasłem: „Pięć lat, to pięć lat!”. Pojawiają się oskarżenia o odejście od demokratyczności reżimu w Beninie.

Źródło: BBC.com.

09.04.2021 Wybory prezydenckie w Dżibuti

Właśnie dziś odbywają się wybory prezydenckie w Republice Dżibuti, niewielkim państwie na Wschodzie Afryki, położonym w jakże strategicznie istotnym obszarze: nad Zatoką Adeńską oraz cieśniną Bab al-Mandab.

Obecne wybory są niezwykle istotne dla urzędującej głowy państwa. Ismaïl Omar Guelleh ubiega się o piątą kadencję. Jest drugim z kolei prezydentem tego państwa. Objął urząd 8 maja 1999 r. i chce więcej. Pierwszym prezydentem był Hassan Gouled Aptidon, który rządził w latach 1977-1999. Wcześniej była to kolonia francuska.

Opozycja zbojkotowała dzisiejsze wybory. Z tego też względu, to glosowanie uważa się za swoisty test poziomu poparcia dla obecnego prezydenta.

W sumie 215 tysięcy obywateli jest uprawnionych do głosowania. Ismaïl Omar Guelleh, który ma obecnie 73 lata, raczej nie musi się obawiać. Po ogłoszeniu bojkotu przez opozycję, tylko jeden niezależny kontrkandydat wystartował. Zakaria Ismael Farah to mało znany biznesmen (importer środków czystości, bez doświadczenia politycznego), który miał raczej problem, by stać się rozpoznawalny, niż aby realnie zagrozić pozycji obecnego prezydenta. Zorganizował kilka nielicznych zgromadzeń, a ostatnie spotkania z wyborcami odwołał.

Sytuacją w Dżibuti interesują się wszyscy. Kraj ten położony jest w strategicznym miejscu. Niedaleko znajduje się przecież najruchliwsza trasa morska na świecie. Tysiące kontenerowców przepływa szlak wodny między Europą a Azją.

Obserwatorzy międzynarodowi nie wychwycili żadnych nieprawidłowości. Wyniki poznamy zatem bardzo szybko. Guelleh w każdych wyborach wygrywał zdecydowaną przewagą w uzyskanych głosach. Jeśli wygra, będzie to jego ostatnia kadencja. Konstytucja narzuca cenzus wiekowy, który wynosi obecnie 75 lat.

Większość uprawnionych do głosowania mieszka w stolicy kraju. To, co rzuca się w oczy to fakt, że pomimo przedwyborczej gorączki, na ulicach praktycznie nie widać plakatów, banerów, ani innych symboli typowych dla działań kampanijnych.

Pod rządami Guelleha, Dżibuti osiągnęło olbrzymią pozycję, pomimo niewielkich rozmiarów. Prezydent zaczął mocno inwestować w infrastrukturę transportową, co przyciągnęło inwestorów, zwłaszcza z Chińskiej Republiki Ludowej ChRL. Poza tym, od 2018 r. realizowana jest koncepcja olbrzymiej, kontynentalnej strefy wolnego handlu.

W samym Dżibuti swoje bazy wojskowe stworzyły takie potęgi jak Stany Zjednoczone, Francja czy ChRL. W pobliżu znajdują się tak zdestabilizowane kraje jak Somalia oraz Jemen. Dżibuti nie ugięło się pod tymi problemami. Jednakże, co ważne, wszelkie przejawy opozycji, wolności prasy, czy demonstracje – były tłumione.

Należy jednak pamiętać, że pomimo zaskakująco dobrych wskaźników ekonomicznych, 1/5 obywateli żyje na skraju ubóstwa. Wielu nie ma pracy. Poziom bezrobocia jest największy wśród najmłodszych wyborców.

Źródło: Al-Dżazira.

09.04.2021 Nie żyje Książe Filip

Dnia 9 kwietnia 2021 r. w Windsorze, w wieku 99 lat, zmarł Filip, książę Edynburga. Był on brytyjskim księciem-małżonkiem, a od 1947 r. mężem Elżbiety II, królowej Wielkiej Brytanii z dynastii Windsorów.

Informację o śmierci podał Pałac Buckingham. W oficjalnym oświadczeniu czytamy, że „odszedł w spokoju”. Już od dłuższego czasu pojawiały się spekulacje na temat stanu zdrowia księcia. Na początku 2021 r., Filip spędził ponad cztery tygodnie w szpitalu. W tym czasie miał leczyć infekcję dróg oddechowych oraz poddać się poważnej operacji serca.

Książę Filip stał u boku swej małżonki przez 69 lat. Nikt wcześniej nie piastował godności współmałżonka koronowanej głowy państwa w historii Zjednoczonego Królestwa. Ostatni raz widziano publicznie księcia w lipcu 2020 r. podczas jednej z uroczystości o charakterze militarnym.

Filip znany był ze swego pobożnego podejścia do spraw religijnych. Poza tym, wielu podkreślało jego pogodne nastawienie oraz uśmiech, którym darzył najbliższych z rodziny i współpracowników.
Dość emocjonalne słowa można przeczytać w oświadczeniu premiera rządu Wielkiej Brytanii, Borisa Johnsona. Podkreśla on 70 trudnych dla państwa lat, w których Filip wiernie stał przy swej małżonce, Elżbiecie.

Źródło: Al-Dżazira.

06.04.2021 Binjamin Netanjahu z misją utworzenia rządu

Binjamin Netanjahu w polityce Izraela funkcjonuje już od wielu lat. Od 1988 r. jest on członkiem Knesetu, czyli ciała ustawodawczego, w modelu trójpodziału władzy. Premierem był w latach 1996-1999 oraz bez przerwy od 2009 r. Przyjęło się podkreślać, że jest pierwszym i jedynym jak do tej pory szefem izraelskiego rządu, który urodził się i wychował na terenie tegoż państwa, które powstało w 1948 r.

Ostatnie wybory do XXIV kadencji Knesetu odbyły się 23 marca 2021 r. Jak zwykle, nie wskazały one zdecydowanego zwycięzcy – scena polityczna w Izraelu jest skomplikowana i mocno podzielona. W tej sytuacji prezydent kraju, Re’uwen Riwlin powierzył misję utworzenia rządu liderowi partii, która uzyskała najlepszy wynik. Ostatnie wybory wygrała formacja o nazwie Likud, która określana jest mianem konserwatywno-liberalnej i nacjonalistycznej. Jej liderem jest obecny premier, Binjamin Netanjahu.

Przed liderem Lijudu niezwykle trudne zadanie. Musi on stworzyć koalicję większościową, która pozwoli na uzyskanie wotum zaufania dla nowego rządu w Knesecie. To zawsze powoduje wzrost politycznej temperatury w kraju. Sytuacja jest niestabilna w związku z rozbiciem partyjnym w Izraelu. Żadna formacja w negocjacjach koalicyjnych nie zdobyła takiej przewagi, która pozwalałaby jej na narzucanie swego zdania. Marcowe wybory były czwartymi w ciągu ostatnich dwóch lat. Pozostałe kończyły się upadkiem stworzonego rządu i koniecznością rozpisania nowych wyborów.

Netanjahu ma teraz trudniejsze zadanie niż wcześniej. Postawiono mu bardzo poważne zarzuty, z których musi się tłumaczyć przed niezawisłym sądem. On sam twierdzi, że padł ofiarą politycznych manipulacji i swoistego „polowania na czarownice”. Zarzuty dotyczą takich czynów zabronionych jak oszustwo, przekupstwo i naruszenie zasad zaufania publicznego.

Przez najbliższe sześć tygodni będą trwały rundy negocjacyjne. Jeśli Netanjahu zawiedzie, misję utworzenia rządu może otrzymać ktoś inny. Przyjmuje się, że obecny premier będzie bardzo potrzebował głosów dwóch formacji, które nie są zwolennikami Netanjahu. Chodzi o prawicową partię Jamina oraz Zjednoczoną Listę Arabską Ra’am. Między nimi panuje istotny spór, więc powstały z ich udziałem rząd może być dość niestabilny.

Źródło: BBC.com.

05.04.2021 Hamza ibn al-Husajn w areszcie domowym

Hamza ibn al-Husajn to przyrodni brat obecnego monarchy w Jordańskim Królestwie Haszymidzkim, którym jest Abd Allah II ibn Husajn (król Abdullah II). Książe Hamza był w latach 1999-2004 oficjalnie następcą tronu, lecz brat pozbawił go tego zaszczytu.

Media masowe sporo miejsca poświęcają sytuacji jordańskiego księcia. Niedawno świat obiegła informacja, że książę Hamza został aresztowany i umieszczony w areszcie domowym. Poza tym, zakazano mu jakichkolwiek kontaktów ze światem zewnętrznym. Jednakże do opinii publicznej dotarło nagranie aresztowanego byłego następcy tronu.

Formalnie książę został aresztowany pod zarzutem próby destabilizacji sytuacji w Jordanii. Na przesłanym nagraniu słychać, że Hamza zamierza sprzeciwić się decyzjom armii odnośnie zakazu komunikowania się ze światem zewnętrznym.

Nagranie zostało udostępnione dzięki działaniom opozycji w Jordanii. Książe dodał, że nie zamierza milczeć. Miano mu zezwolić tylko na kontakt z rodziną.

Do końca nie wiemy dlaczego naprawdę Hamzę aresztowano. Uważa się, że nie stanowi on żadnego zagrożenia dla obecnego króla. Jednakże książę był zaangażowany w opozycyjne działania. Wydawało się, że zamierza zbudować w Jordanii własną, niezależną pozycję polityczną i w ten sposób mieć wpływ na procesy decyzyjne.

Za akt aresztowania ma stać wpływowe wojsko. Obok księcia aresztowano także inne osobistości w Jordanii. Oficjalnie działanie księcia miało „naruszać bezpieczeństwo i stabilność”. Jordańscy urzędnicy poinformowali, że Hamza był elementem śledztwa od dłuższego czasu. Miał on rzekomo utrzymywać kontakty poza Jordanią, a te zaś miały mocno destabilizować sytuację w kraju. Jordania to ważny w regionie sojusznik Stanów Zjednoczonych, uważany za jeden ze stabilniejszych wewnętrznie.

W sumie nie jest jasne, co było iskrą, czyli bezpośrednią przyczyną aresztowania. Nieoficjalnie elity rządzące Jordanii miało denerwować to, że Hamza wielokrotnie spotykał się z tradycyjnymi liderami i na różnych etnicznych spotkaniach krytykować obecną władzę.

W samej Jordanii narasta frustracja. Z jednej strony chodzi oczywiście o pandemię koronawirusa/Covid-19. Niedawno wybuchły protesty, gdy do opinii publicznej dotarła informacja, że w nowo wybudowanym szpitalu zmarło dziewięciu pacjentów, nie z powodu wirusa, ale braku tlenu. Poza tym, korupcja, czy niewydolność w sposobie rządzenia, mocno nadwyrężało wizerunek monarchii.

Hamza ibn al-Husajn w ostatnim czasie zyskiwał na popularności. Mówił to, co obywatele chcieli usłyszeć: prawdę. Takiego rozłamu w rodzinie królewskiej jeszcze w tym kraju nie było.

Źródło: agencja Reutera.

05.04.2021 W Rosji bez zmian…

Każdy, kto choć trochę interesuje się bieżącymi wydarzeniami na świecie, bez wątpienia kojarzy Federację Rosyjską z jedną osobą. Najnowsza historia tego największego na świecie państwa, wiąże się z postacią obecnego prezydenta, którym jest Władimir Władimirowicz Putin. Wygląda na to, że w najbliższych latach nic się nie zmieni.

Rosyjski przywódca to postać nietuzinkowa. W samej Rosji jest kochany. Na arenie międzynarodowej ma opinię kontrowersyjnego przywódcy. Ma to związek z jego poczynaniami w kontekście wojny gruzińskiej z 2008 r., oraz aneksją Krymu i konfliktem na wschodzie Ukrainy, toczącym się od 2014 r.

Władimir Władimirowicz Putin urodził się w 1952 r. w Leningradzie. Pracował jako oficer operacyjny Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego KGB. Dwukrotnie stał na czele rosyjskiego rządu. Najpierw w latach 1999-2000 (jako szósty z kolei premier Federacji Rosyjskiej), a następnie w okresie od 2008 r. do 2012 r. (jako dziesiąty szef rządu Rosji). Jednakże wpływy w tej potędze nuklearnej osiągnął jako prezydent. W 1999 r. zastąpił Borysa Jelcyna, który był pierwszym prezydentem Federacji Rosyjskiej - powstałej na miejsce rozwiązanego Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich ZSRR. Putin był prezydentem w latach 1999-2008. Natomiast w 2012 r. zastąpił trzeciego z kolei przywódcę Rosji, prywatnie swojego przyjaciela, Dmitrija Miedwiediewa. Od 9 lat Putin znów kieruje Federacją.

Jak podaje agencja Reutera, rosyjski przywódca podpisał dziś nowe przepisy prawne. Zgodnie z ich treścią, będzie on mógł kandydować na kolejne dwie kadencje na najwyższy wybieralny organ w państwie.

Obecna kadencja Putina kończy się w 2024 r. Jeśli zdecyduje się kandydować, będzie mógł kierować Rosją aż do 2036 r. W Rosji zatem nie będzie zmian na szczytach władzy. Na razie.

Źródło: agencja Reutera.

03.04.2021 Grecko-turecki spór o migrantów

Werbalny spór między Grecją a Turcją dotyczy kwestii uchodźczej. Od 2015 r. kryzys migracyjny poważnie nadszarpnął jedność i skuteczność Unii Europejskiej. Zdaniem Greków, Turcja ma celowo ją prowokować poprzez wysyłanie łodzi w migrantami, którzy chcą się przedostać do Europy.

Wiceminister spraw wewnętrznych Turcji, Ismail Catakli uważa te oskarżenia za bezsensowne. Co ciekawe, przerzuca on pałeczkę winę na drugą stronę. Stwierdził niedawno, że Grecja miała celowo działać, by nie dopuścić około 231 migrantów do przekroczenia jej granicy. Chodzić ma o siedem niezależnych incydentów z udziałem migrantów, w ciągu ostatnich godzin.

Natomiast zdaniem Greków, to Turcja miała celowo spychać łodzie z migrantami na jej terytorium tak, by ta nie miała wyjścia i musiała zająć się tymi osobami. Jednostki wodne, na których migranci próbowali dostać się do Europy, miały płynąć w towarzystwie tureckich okrętów wojennych. Tym samym Grecy twierdzą, że była to prowokacja. Turcy są zdania, że okręty przybyły na miejsce, by uratować migrantów przed „brutalnymi działaniami” Greków.

To nie jedyna kwestia, która poważnie nadszarpnęły bilateralne relacje. Wśród problemów grecko-tureckich należy uznać kwestię zasobów energetycznych umiejscowionych pod dnem Morza Śródziemnego, do których roszczenia mają oba kraje. W 2020 r. tysiące migrantów próbowało siłą przekroczyć granicę z Grecją, co dla Turcji było elementem późniejszych negocjacji. Grecja i Turcja to członkowie Paktu Północnoatlantyckiego NATO i teoretycznie powinny być sojusznikami. Poza tym, problemy dotyczą przynależności niektórych wysp na Morzu Egejskim, czy statusu Cypru, który jest obecnie podzielony.

W 2015 r. przez Turcję do Europy napłynęło około milion migrantów. Większość uciekała z ogarniętych wojną Syrii i Iraku. Zgodnie z porozumieniem między Ankarą a Unią Europejską, Turcja miała poczynić starania, aby uszczelnić granice. Grecy wzywają teraz sąsiada, by ta wywiązała się z umowy.

Od 2002 r. odbyło się ponad 60 rund negocjacyjnych między Ankarą a Atenami. Stanowiska nie zbliżyły się nawet w jednej spornej kwestii.

Źródło: Al-Dżazira.

03.04.2021 Rośnie liczba ofiar protestów w Mjanmie

Republika Związku Mjanmy to państwo w Azji Południowo-Wschodniej. Na początku lutego 2021 r, doszło tam do wojskowego zamachu stanu. Skutkiem tego jest narastający sprzeciw społeczny. W efekcie rośnie też liczba ofiar starć ze służbami porządkowymi.

W sumie przyjmuje się, że na skutek brutalnych pacyfikacji protestów, śmierć mogło ponieść ponad 550 osób. Internet jest praktycznie zablokowany, co ma uniemożliwić mobilizację przeciwników wojskowego reżimu. Mija tydzień od najbardziej krwawego dnia w historii Mjanmy, od początku lutowego zamachu stanu.

Również dziś w wielu miastach dochodziło do spontanicznych demonstracji. Zdaniem obserwatorów siły bezpieczeństwa w kilku miejscach miały otworzyć ogień z broni palnej, tylko po to, by spacyfikować tłum. Są ofiary śmiertelne. Wśród dotychczasowych zabitych jest około 46 obywateli, którzy nie ukończyli w chwili śmierci 18 lat.

Demonstracje są organizowane przeciwko wojskowym i mają na celu wsparcie obalonego cywilnego rządu, kierowanego przez laureatkę Pokojowej Nagrody Nobla, czyli Aung San Suu Kyi. Co ważne, ta sama premier była oskarżana o łamanie praw muzułmańskich mniejszości.

Według organizacji chroniących prawa człowieka, miano aresztować około 2 751 osób. Niektórzy już usłyszeli wyroki skazujące.

Pomimo akcji pacyfikacyjnych i represji wobec uczestników, demonstracje organizowane są codziennie. Ze względu na atmosferę w kraju, tworzone są tak zwane „wiece partyzanckie”. Są to szybko zwoływane protesty wsparcia dla obalonego rządu, które kończą się zanim siły bezpieczeństwa zareagują. Niektórzy przybywają na miejsce wiecu na motorach, by móc jak najszybciej się z miejsca protestu ewakuować.

Władze wojskowe, by zapanować nad sytuacją, przeniosły część działań w świat wirtualny. Wiele stron internetowych jest cenzurowanych. Osoby, które w Internecie krytycznie wypowiadają się o nowej władzy w Mjanmie są narażone na reperkusje. Wolność słowa jest ograniczona. Mobilna transmisja danych już została zablokowana. Obecnie ograniczenia dotykają także sieci szerokopasmowej.

Źródło: Al-Dżazira.



2021

BIULETYN INFORMACYJNY RODM TORUŃ
WIADOMOŚCI ZE ŚWIATA W MIESIĄCU



2020

BIULETYN INFORMACYJNY RODM TORUŃ
WIADOMOŚCI ZE ŚWIATA W MIESIĄCU



2019

BIULETYN INFORMACYJNY RODM TORUŃ
WIADOMOŚCI ZE ŚWIATA W MIESIĄCU



2018

BIULETYN INFORMACYJNY RODM TORUŃ
WIADOMOŚCI ZE ŚWIATA W MIESIĄCU



2017

BIULETYN INFORMACYJNY RODM TORUŃ
WIADOMOŚCI ZE ŚWIATA W MIESIĄCU



2016

BIULETYN INFORMACYJNY RODM TORUŃ
WIADOMOŚCI ZE ŚWIATA W MIESIĄCU