SIEĆ REGIONALNYCH OŚRODKÓW DEBATY MIĘDZYNARODOWEJ
Jak podają agencje prasowe, ma w końcu ruszyć proces przeciwko oskarżonym o masakrę na stadionie w gwinejskiej stolicy, Konakry. Dnia 28 września 2009 r. opozycja zorganizowała protest przeciwko rządzącej juncie wojskowej. Wojsko oddało strzały.
Opozycji udało się na stadionie zgromadzić ponad 50 tysięcy osób. Powodem niezadowolenia była decyzja lidera junty, którym był kpt. Moussa Dadis Camara, o startowaniu w wyborach prezydenckich. Do zgromadzonego tłumu wojsko oddało strzały.
Przyjmuje się, że na miejscu śmierć poniosło 157 osób – trudno jednak o weryfikację. Wiadomym jest, że wiele osób potrzebowało pomocy medycznej. Dodatkowo, znaczna grupa kobiet była gwałcona lub podległa innym przestępstwom seksualnym. Międzynarodowy Trybunał Karny zakwalifikował wydarzenia sprzed 12 lat jako zbrodnię przeciwko ludzkości.
Moussa Dadis Camara po tragicznych wydarzeniach twierdził, że odpowiedzialnymi byli niezdyscyplinowani żołnierze. On sam nie uważał się za winnego. W 2010 r. Camara został obalony, a władzę przejął Alpha Conde, który obiecywał sprawiedliwość. Z tych przyrzeczeń niewiele udało się zrealizować. Sam Conde, został we wrześniu 2021 r. obalony.
Obecny rząd właśnie zapowiedział, że ma zamiar osądzić winnych zbrodni sprzed lat. Komunikat został wydany po tym, jak do kraju przybyli przedstawiciele Międzynarodowego Trybunału Karnego. O decyzji zakomunikował tymczasowy minister sprawiedliwości, Fatoumata Yarie Soumah. Dodatkowo, proces ma być transmitowany przez telewizję, być jawny, przejrzysty i zapewnić oskarżonym standardy demokratyczne.
Obecnie obowiązki głowy państwa pełni płk. Mamady Doumbouya, który stanął na czele wrześniowego zamachu stanu, obalającego prezydenta Conde’go. Krótko po przejęciu władzy, on sam udał się na stadion, gdzie w oficjalnym geście wziął udział w modlitwie za ofiary masakry z 2009 r.
Źródło: AfricaNews.com.
Wczoraj rozpoczął się w senegalskiej stolicy szczyt państw afrykańskich z Chińską Republiką Ludową ChRL. Przyjmuje się, że najważniejsze tematy rozmów tego spotkania to handel oraz kwestie bezpieczeństwa, zwłaszcza na obszarach objętych różnymi konfliktami.
Nadzieje Afryki w związku z właśnie rozpoczętym szczytem są bardzo duże. Minister spraw zagranicznych Senegalu, którą jest Aissata Tall Sall, nie ukrywała, że różne dysfunkcjonalizmy, które ogarnęły Sahel, to jedno z najpoważniejszych zagrożeń dla całego kontynentu. Wiara, że Pekin jest w stanie zainterweniować i zapanować nad problemami jest bardzo duża.
Minister dodała, że chodzi nie tylko o międzynarodowy terroryzm ale również o oddolny irredentyzm, który może doprowadzać do rozkładu państw i wyzwania sił separatystycznych.
Warto zauważyć, że komunistyczne Chiny to obecnie najważniejszy partner handlowy dla krajów kontynentu afrykańskiego. Jak podaje chińska ambasada w Dakarze, tylko w 2019 r. bezpośrednia wymiana handlowa osiągnęła niebotyczne wskaźniki 200 miliardów dolarów amerykańskich.
Senegal, który kieruje pracami Unii Afrykańskiej w bieżącym półroczu, nie ukrywa, że jego celem jest nie tylko podtrzymanie obecnego poziomu współpracy z Chinami, ale także wzmocnienie. Generalnie panuje tendencja do uznania kluczowej roli Pekinu: im głębsza współpraca, tym większa może być chęć ze strony ChRL do wpływania na pokojowe rozstrzyganie sporów.
Aissata Tall Sall dodała w jednym z wywiadów, że pomimo alarmujących danych ze strony ekonomistów, państwa afrykańskie wiedzą o możliwej spirali zadłużenia. Dlatego czynione są starania, żeby relacje były przejrzyste a dług nie wzrastał powyżej określonego, niebezpiecznego poziomu.
Nie tak dawno temu wizytę w Kenii, Nigerii i Senegalu złożył Antony Blinken, Sekretarz Stanu USA. Była to bez wątpienia próba przezwyciężenia dominacji chińskiej na kontynencie afrykańskim.
Obecny szczyt Afryka-ChRL ma potrwać do jutra. Podczas dzisiejszego łącza wideo, Xi Jinping obiecał przekazać miliard dawek szczepionek na COVID-19. To może być decydujący element wyboru przyszłości przez Afrykę.
Źródło: AfricaNews.com.
Rok protestów rolników w Indiach skutkował tym, że premier kraju, Narendra Modi musiał ostatecznie skapitulować. Jak podaje BBC, ostatecznie ugiął się on pod żądaniami i wycofał z zapowiedzi wprowadzenia w życie trzech kontrowersyjnych ustawa. Zdaniem krytyków obecnego rządu, nowe zapisy umożliwiłyby prywatnym przedsiębiorstwom na wejście na rynek rolniczy, co odbiłoby się w dochodach zwykłych, małych producentów rolnych.
Od listopada 2020 r., w okolicach stołecznego Delhi, obozowało tysiące niezadowolonych rolników. Protestowali oni przeciwko zapowiedziom wprowadzenia nowego prawa. Dziś mogą oni ogłosić zwycięstwa, ale koszty były duże. Wiele osób miało umrzeć na skutek chociażby zmian temperatury w tej okolicy. Natomiast nieznana jest liczba ofiar szalejącej pandemii koronawirusa/COVID-19, która wśród stłoczonych demonstrantów szybko się rozwijała.
Ostatecznie, w piątek, 19 listopada 2021 r. rząd się ugiął pod presją społeczną. Co ciekawe, nastąpiło to nie na skutek negocjacji, a samych protestów. Rząd wcześniej podjął decyzję o przyjęciu strategii przeczekania. Liczył na to, że po miesiącach braku dialogu, siła demonstracji opadnie, a rolnicy dobrowolnie udadzą się do swoich domów.
Nic takiego nie nastąpiło. Kapitulacja rządu nastąpiła pomimo zapewnień ministrów, że proponowane nowe zapisy są dla branży rolniczej pozytywne. Zdaniem ekspertów, decyzja rządu o wycofaniu ze zmian mogła nastąpić na skutek planowych wyborów, które niedługo mają się odbyć w stanach Pendżab oraz Uttar Pradesh. W obu tych stanach elektorat wiejski jest bardzo silny.
Ostatni piątek był też w Indiach świętem Sikhów, którzy w Pendżabie są dominującą wspólnotą etniczną. Sikhowie świętują urodziny Nanaka, pierwszego guru sikhizmu. W orędziu telewizyjnym z tej okazji, premier Modi właśnie zapowiedział uchylenie trzech kontrowersyjnych ustaw, pomimo faktu, że nie uważał ich za niekorzystne dla samych rolników.
Ustawy te miały na celu poluzowanie zasad sprzedaży, przechowywania płodów rolnych oraz odmrożenie cen. Była to zapora ochronna dla małych producentów rolnych. Zatem teraz, dalej rolnicy będą mogli na państwowych targach sprzedawać swoje produkty po gwarantowanych cenach minimalnych – i o to im de facto chodziło.
Rząd chciał dopuścić prywatnych przedsiębiorców do rynku, co miało zapewnić większą konkurencyjność. Protesty pokazały jednak siłę środowiska wiejskiego w Indiach.
Źródło: BBC.com.
Po przejęciu władzy w Afganistanie przez Talibów, sytuacja tego kraju staje się coraz gorsza, widać to każdego dnia. Nie chodzi tylko o uchodźców, czy stan praw obywatelskich. Gospodarka kraju również przeżywa spory kryzys.
Nad sytuacją gospodarczą pochyliła się ostatnio Organizacja Narodów Zjednoczonych ONZ. Wezwała ona społeczność międzynarodową do działań. To, co budzi teraz niepokój, to wzrost liczby bezrobotnych, a co za tym idzie ich niezdolność do spłaty zadłużenia. Również wysokość depozytów teraz jest mniejsza niż wcześniej. Tym samym, płynność gotówkowa Afganistanu stoi pod znakiem zapytania. Jeśli sytuacja będzie się przeciągała, może dojść do krachu i finansowego załamania. Perspektywa taka to nie kwestia lat, a kilku najbliższych miesięcy, jeśli nie zostaną podjęte, odpowiednio wcześnie, środki zaradcze.
Jak podaje agencja Reutera, która powołuje się na raport ONZ, wraz z upadkiem afgańskiego systemu bankowego, koszty ekonomiczne i społeczne „byłyby kolosalne”. Po tym, jak w sierpniu 2021 r. Talibowie zajęli Kabul, cała zagraniczna pomoc została wstrzymana. Obecnie afgańskie banki wprowadziły tygodniowe limity wypłat, aby zachować chociaż niewielką płynność finansową. Jeśli ta płynność się zatraci, zdolność produkcyjna kraju ulegnie mocnemu ograniczeniu, a to przełoży się bezpośrednio na stopę życia Afgańczyków.
Nie należy jednak zapominać o politycznej otoczce wokół samych Talibów. Gros światowych decydentów wprowadziło różnego rodzaju obostrzenia na nowy afgański reżim. Tym samym, możliwości pomocowe obecnie są mocno ograniczone. Trudno znaleźć rozwiązanie, które uratuje system bankowy Afganistanu, a co nie byłoby wzmocnieniem pozycji samych Talibów.
ONZ wystąpiło zatem z propozycją ratunku dla afgańskiego systemu bankowego. Wśród proponowanych mechanizmów jest system ubezpieczenia depozytów, gwarancje kredytowe, czy środki na krótko i średnioterminowe inwestycje.
Wielu obawia się, że kryzys finansowy, który nałożyłby się na kryzys polityczny, mógłby wzmóc kryzys uchodźczy. Ten natomiast wzmaga się po zmianie reżimu z dnia na dzień.
Źródło: agencja Reutera.
Uchwalone zostało właśnie historyczne oświadczenia. Zgodnie z nim, Xi Jinping będzie mógł niemal dożywotnio stać na czele komunistycznej Chińskiej Republiki Ludowej ChRL. W historii tegoż państwa tylko dwóch polityków mogło poszczycić się podobnym statusem.
Xi Jinping formalnie od marca 2013 r. pełni urząd Przewodniczącego Chińskiej Republiki Ludowej. Jest to najwyższe stanowisko w tym komunistycznym państwie. Właśnie w tych dniach Komunistyczna Partia Chin uchwaliła „historyczną rezolucję”. W historii partii podobnych dokumentów były zaledwie trzy. Poprzednie dwa odnosiły się do władzy Mao Zedonga (z 1945 r.) oraz Deng Xiaopinga (z 1981 r.).
Rezolucja została przyjęta na sesji plenarnej jednego z najważniejszych organów państwowych, czyli na forum Komitetu Centralnego, w którego składzie jest ponad 370 członków komunistycznej partii. W praktyce, na jej mocy, pozycja Xi Jinpinga została zrównana z najważniejszymi postaciami państwa komunistycznego, co niemalże skutkuje zrównaniem z ich legendą.
Poza tym, wbrew przyjętym zasadom w latach 80. XX w., następuje obecnie centralizacja całego procesu decyzyjnego. Zaś dzięki przyjętej rezolucji, wprost możliwe będzie wprowadzenia czegoś na kształt kultu jednostki. Już zniesiono limit dwóch kadencji Przewodniczącego. Zatem Xi będzie mógł w przyszłym roku ubiegać się o historyczną trzecią kadencję. Niektórzy sugerują, że to początek dożywotnich rządów.
Dzięki przyjętej rezolucji władza XI jest pełna. Zdaniem specjalistów, nic nie jest w stanie ograniczyć teraz jego dyktatorskich zapędów. Jego poprzednicy, którzy również cechowali się wielką charyzmą, nigdy nawet nie dążyli do trzymania w swoich rękach tak wielkiej władzy.
Zwraca się uwagę na fakt, że o ile Mao i Deng dążyli do rewolucyjnych zmian wewnątrz chińskiego państwa, o tyle rezolucja na rzecz Xi ma tylko ugruntować jego pozycję oraz uniemożliwić odebranie władzy. Zatem o żadnej rewolucji nie ma mowy, gdyż nie to jest celem. Należy jednak pamiętać, że sytuacja samych Chin jest inna. Pozycja gospodarczej i militarnej potęgi o skali globalnej jest niezachwiana. Nikt nie dyskutuje z faktem, że ChRL dominuje w bardzo wielu płaszczyznach. Kilka dekad temu, kraj ten był bardzo biedny.
Zaczyna się zatem epoka Xi i czas pokaże dokąd nas to zaprowadzi.
Źródło: BBC.com.
W wieku 85 lat zmarł były prezydent Republiki Południowej Afryki, Frederik Willem de Klerk. Był on siódmym z kolei prezydentem RPA. Urząd pełnił w latach 1989-1994. To on, wraz z Nelsonem Mandelą, wprowadzał kraj na drogę demokratyzacji.
Zmarły były przywódca państwa był ostatnim, która zajmował tenże urząd, a jednocześnie wywodził się z mniejszości rasy białej. Zgodnie z oficjalnym komunikatem, bezpośrednią przyczyną zgonu miał być zdiagnozowany w tym roku rak.
Kiedy w 1989 r. Frederik Willem de Klerk został prezydentem, Republikę Południowej Afryki kojarzono głownie z segregacyjną polityką apartheidu. To on właśnie doprowadził do wypuszczenia z więzienia Nelsona Mandeli, który przebywał w odosobnieniu aż 27 lat. W konsekwencji doszło do porozumienia i zorganizowania pierwszych, wielopartyjnych, powszechnych wyborów. Frederik Willem de Klerk oraz Nelson Mandela za działania na rzecz zniesienia apartheidu, w 1993 r. otrzymali Pokojową Nagrodę Nobla.
Frederik Willem de Klerk urodził się w 1936 r., w Johannesburgu. Pochodził z afrykanerskiej rodziny, od pokoleń politycznie zaangażowanej. Był prawnikiem oraz politykiem. Wielokrotnie obejmował funkcje rządowe. W 1989 r. stanął na czele Partii Narodowej, zastępując urzędującego wtedy prezydenta, którym był Pieter Willem Botha. Już rok później zniósł dekret o delegalizacji Afrykańskiego Kongresu Narodowego ANC (reprezentującego większość społeczeństwa). Po porozumieniu z ANC, i wyborach z 1994 r., został jednym z dwóch wiceprezydentów – prezydentem wtedy został Nelson Mandela. W 1997 r. ogłosił przejście na polityczna emeryturę.
Frederik Willem de Klerk był jednak też kontrowersyjnym politykiem. Niejednokrotnie dochodziło do werbalnych sprzeczek z N. Mandelą. Większość mieszkańców RPA obwiniała go również o brak działań na rzecz zmniejszenia poziomu państwowej przemocy wobec protestujących przeciwko reżimowi w dobie apartheidu. W ostatnich latach de Klerk zasłynął też wypowiedziami umniejszającymi wagę apartheidu w rozwoju kraju. Później oficjalnie przeprosił za swoje niefortunne wypowiedzi.
Zapamiętany zostanie jako jeden z dwóch polityków, którzy obalili apartheid.
Źródło: BBC.com.
Dnia 25 października 2021 r. miał miejsce w Sudanie wojskowy zamach stanu. W jego wyniku obalone zostały cywilne władze, a premier kraju, Abdalla Hamdok został umieszczony w areszcie domowym. Ostatnie rozmowy odnośnie powrotu na demokratyczną ścieżką teraz „znalazły się w pół-impasie”.
Jak podaje agencja Reutera, niemal natychmiast po przeprowadzonym zamachu, zwaśnione strony przystąpiły do rozmów. Celem miało być rozstrzygnięcie problematycznych spraw i powrót na drogę demokratyzacji. Jednak ostatnie doniesienia są niepokojące. Pat, czy też „pół-impas”, to pojęcia, które pojawiają się w wypowiedziach przedstawicieli obalonego rządu cywilnego. Ich zdaniem wojsko nie chce dalej negocjować warunki przekazania władzy. Świadczyłoby to o fakcie, że wojskowe władze nie mają charakteru tymczasowego, a junta na dłuższy czas będzie decydentem w tym afrykańskim kraju.
Poza tym, armia miała nałożyć dodatkowe restrykcje na aresztowanego premiera. Obok aresztu domowego ma uniemożliwiać się mu kontakt z politycznymi sojusznikami. Nie wolno mu się też z nikim spotykać.
Szef Sztabu Armii Sudanu, Abdel Fattah al-Burhan stwierdził, że interwencja militarna była konieczna, gdyż polityczne zawirowania groziły wojną domową w dłuższej perspektywie. Dodał też, że wojsko nie zamierza negować dotychczasowych ustaleń i w 2023 r. mają się odbyć wybory powszechne. Tym samym, proces demokratyzacji ma się dalej toczyć, tylko że teraz pod auspicjami armii.
Abdalla Hamdok kierował rządem technicznym i miał poparcie Organizacji Narodów Zjednoczonych ONZ. Obecnie społeczność międzynarodowa próbuje mediować i naciskać, aby Hamdok został jak najszybciej uwolniony. Utworzenie jego rządu, było pokłosiem obalenia w 2019 r. wieloletniego dyktatora, którym był Omar al-Bashir.
Wielu działaczy prodemokratycznych w Sudanie uważa, że demokratyzacja państwa może nastąpić tylko na drodze ewolucyjnych zmian, ale realizowanych przez cywili. Z tego względu, wojsko winno się wycofać z życia politycznego i nie angażować. Ostatni zamach stanu, mający charakter wojskowy, jest zatem zaprzeczeniem dotychczasowej polityki. Obecnie oskarża się właśnie wojsko o podsycanie niepokojów po to, aby mieć pretekst do przejęcia władzy.
Źródło: agencja Reutera.
Z pewnym niepokojem społeczność międzynarodowa spogląda na sytuację w Bośni i Hercegowinie. Kraj ten powstał w wyniku pokojowego porozumienia. Jego skomplikowana struktura konfederacyjna jest zarazem główną słabością. Wielu obawia się, że rozpad tego kraju na mniejsze części, o wyraźnym etniczno-religijnym charakterze, może zdestabilizować sytuację w całym regionie bałkańskim.
Niemieckie polityk Christian Schmidt, który jest jednocześnie Wysokim Przedstawicielem Narodów Zjednoczonych ds. Bośni, nie ma złudzeń. Kraj idzie w kierunku dezintegracji. Jeśli tak się stanie, może mieć to przełożenie na stabilność całego regionu. Mogą znów wybrzmieć nierozwiązane konflikty, który skrzą od czasów rozkładu Jugosławii. Zwłaszcza obawy dotyczą ponownego zaostrzenia w relacjach między Serbią a Kosowem.
Zdaniem Wysokiego Przedstawiciela, brak zdecydowanej reakcji społeczności międzynarodowej może zakończyć się ponownym wzrostem separatyzmów oraz konfliktów o podłożu etnicznym oraz religijnym. Bośnia i Hercegowina powstała jako pokłosie brutalnej wojny w latach 90. XX w. W ostatnim jednak czasie wzrasta separatyzm, zwłaszcza wśród serbskich działaczy. To może skutkować nie tylko rozpadem kraju, ale zerwaniem samego porozumienia pokojowego.
Bośniaccy Serbowie nigdy nie ukrywali, że woleliby wrócić do serbskiej macierzy aniżeli być częścią składową wieloetnicznego i wieloreligijnego państwa, jakim jest Bośnia i Hercegowina. Już od pewnego czasu czynione były działania na rzecz zniesienia ogólnopaństwowych instytucji, takich jak wspólna armia, jednolity system sądowniczy czy podatki.
Schmidt w swojej wypowiedzi poszedł dalej i zagroził politycznymi konsekwencjami działań Serbii. Jego zdaniem, dalsze wspieranie serbskiego separatyzmu w Bośni i Hercegowinie może poważnie wpłynąć na możliwość przyjęcia tego kraju w struktury Unii Europejskiej. Jego zdaniem, nie ma teraz bezpośredniego ryzyka rozpadu Bośni i Hercegowiny, ale jeśli obecna erozja będzie trwała, to należy spodziewać się takiego wyniku.
Porozumienie pokojowe w Dayton z 1995 r., pod auspicjami USA, kończyło wojnę i powoływało do życia Bośnię i Hercegowinę. W jej skład wchodzi Republika Serbska oraz Federacja Chorwatów i Bośniaków (Bośni i Hercegowiny). Ten podział etniczny ma wpływ na dzisiejszą stabilność samego państwa.
Źródło: Agencja Reutera.