SIEĆ REGIONALNYCH OŚRODKÓW DEBATY MIĘDZYNARODOWEJ
Rdzenne społeczności argentyńskie czekały blisko 100 lat, aby usłyszeć wyrok, który byłby uznany przez nich za sprawiedliwy. Chodzi o brutalne wydarzenia z 1924 r. Ofiarami byli przedstawiciele ludów Qom oraz Moqoit.
Sąd w Argentynie uznał, że państwo argentyńskie jest winne masakry ponad 400 rdzennych mieszkańców podczas wydarzeń z 1924 r. Doszło wtedy do protestów społeczności dwóch wspólnot etnicznych przeciwko warunkom pracy na plantacjach bawełny. Władze podjęły wtedy decyzję o użyciu broni palnej, aby rozpędzić tłum.
Aż do dnia dzisiejszego nikt nie chciał przyznać się do winy. Z tego tytułu, nikogo nie pociągnięto do odpowiedzialności. Sędzia federalny w wyroku nakazał rządowi przyznanie wspólnotom etnicznych odpowiednich reparacji.
Qom oraz Moqoit były wspólnotami, które głównie zamieszkiwały region Chaco w Argentynie. Ich status prawny był nieprecyzyjny. Zdaniem analityków, oba ludy były niemal zniewolone, co miało przypominać stan niewolniczy. Co ważne, głównymi właścicielami plantacji byli rolnicy tylko europejskiego pochodzenia. Osoby pracujące na plantacjach miały być permanentnie niedożywione, płaca za ich pracę była wypłacana w bezwartościowych talonach, dodatkowo nakładano podatki za zebraną bawełnę, a prawo do przemieszczenia się im odmawiano.
W dokumentach, jak i zebranych świadectwach ocalałych świadków, wśród ofiar miało być wiele dzieci i osób starszych. Rannych miano dobijać, a ciała umieszczać w zbiorowych, nieoznaczonych grobach. Zbiorowe zabójstwa mają dziś status zbrodni przeciwko ludzkości, lecz wtedy nie było takich zapisów prawnych, a współcześnie winni już nie żyją, co ograniczało do niedawna możliwości procesowe. W następstwie wydarzeń sprzed stu lat, władze dokonały szereg działań, które rdzenną kulturę i języki delegalizowały, co zostało dopiero dziś potraktowane jak zbrodnia w imieniu prawa.
Wyrok, który zapadł, nie określił finansowego zadośćuczynienia, ale określił inne działania, które władze muszą podjąć. Zbrodnia ma zostać umieszczona w oficjalnych podręcznikach do historii Argentyny. Poza tym, mają zostać podjęte szerokie działania, aby znaleźć szczątki wszystkich ofiar.
Analitycy sytuacji południowoamerykańskiej zwracają uwagę na fakt, że jest to pierwszy tego typu proces na kontynencie i może utorować drogę innym skargom wystosowanym przez przedstawicieli rdzennych społeczności w Ameryce Południowej.
Źródło: BBC.com.
W stolicy Turcji, Stambule, odbył się wielotysięczny wiec poparcia dla jednej z formacji opozycyjnych wobec obecnych władz. Demonstranci wiwatowali na cześć liderki tej partii, którą jest Canan Kaftancıoğlu.
Nie bez powodu odbył się wiec poparcia. Canan Kaftancıoğlu stoi na czele jednej ze świeckich formacji politycznych, będących obecnie w opozycji. Republikańska Partia Ludowa (Cumhuriyet Halk Partisi, CHP) określana jest mianem kemalistowskiej, której cechą charakterystyczną jest propagowanie świeckości państwa i zbliżenie do standardów Unii Europejskiej.
Kemalizm związany jest z czasami rewolucyjnymi, kiedy zręby nowoczesnego państwa tureckiego tworzył „Ojciec Narodu”, Mustafa Kemal Atatürk. Cechą charakterystyczną z jednej strony miał być republikański model państwa, a z drugiej sekularyzm rozumiany jako odcięcie religii od procesu podejmowania decyzji.
Canan Kaftancıoğlu była obecna na wiecu poparcia i z uśmiechem machała do demonstrantów. Niedawno została skazana przez organ sądowy za znieważanie państwa oraz prezydenta kraju, którym jest Recep Tayyip Erdoğan. Zdaniem komentatorów, po decyzji sądu zostanie ogłoszona kara, która może być raczej w zawieszeniu. Niektóre z zarzutów dotyczyły wiadomości publikowanych na popularnym profilu Twitter sprzed dekady.
Od początku Kaftancıoğlu twierdziła, że cały proces jest motywowany politycznie. Liderka formacji opozycyjnej znalazła się na celowniku rządzącej partii prezydenta Erdogana po tym, jak w 2019 r. CHP wygrała wybory na burmistrza stolicy, pokonując kandydata pro-prezydenckiej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (Adalet ve Kalkınma Partisi, AKP, AK Parti).
Problemy z demokracją w Turcji zaczęły się po nieudanym zamachu stanu w 2016 r., kiedy to prezydent Erdogan rozpoczął czystkę w strukturach państwa. Wtedy to, na celowniku znaleźli się prodemokratyczni działacze oraz sędziowie. W 2019 r. Canan Kaftancıoğlu usłyszała wyrok ponad 8 lat pozbawienia wolności, za krytykę władz w związku z protestami z 2013 r. Akt oskarżenia dotyczył rzekomej akcji „szerzenia propagandy terroru”. W procesie odwoławczym skrócono karę do niecałych pięciu lat – w tradycji tureckiej, takie wyroki są zawieszane
Źródło: BBC.com.
Jednym z bieżących skutków „wojny na pełną skalę” wywołaną rosyjską inwazją na Ukrainę, jest przeorientowanie polityki zagranicznej Finlandii. Kraj ten znany był do niedawna ze swego niezaangażowania i niechęci do przynależności w militarnych sojuszach. Zmieniło się to w sposób diametralny. Fińscy liderzy ogłosili właśnie chęć „niezwłocznego” złożenia wniosku o wstąpienie do Paktu Północnoatlantyckiego NATO.
Taką decyzję ogłosili dziś czołowi liderzy Finlandii: prezydent Sauli Niinisto oraz premier Sanna Marin. Już w mediach pojawiają się opinię, że zmiana polityki zagranicznej wskutek najnowszej wojny europejskiej to już nie tylko Finlandia, ale za kilka dni z podobnym wnioskiem wystąpi nawet Szwecja.
Finlandia ma nie tylko długą granicę z Rosją – 1300 km – ale także trudną historię. Po 2014 r., czyli po aneksji Krymu i części Donbasu przez Federację Rosyjską, fińskie władze mocno zbliżyły się do NATO. Wojna rozpoczęta w lutym 2022 r. dokończyła proces wcześniej rozpoczęty. Takie stanowisko usłyszeliśmy we wspólnym oświadczeniu prezydenta i premier.
Co więcej, taka postawa dotyczy nie tylko fińskich przywódców. Również obywatele są bardziej niż kiedykolwiek w historii nastawieni pozytywnie na rzecz dołączenia do NATO. Aż 76% ankietowanych Finów było za wstąpieniem do Paktu, a tylko 12% przeciw. Przed wojną tylko 25% opowiadało się pozytywnie za wejściem do NATO.
W latach 1939-1944 aż dwa razy Finlandia toczyła wojnę z Rosją. W wyniku porozumienia pokojowego, Helsinki straciły 10% swojego terytorium. Obecna decyzja Finlandii może skłonić również Szwecję do zmiany postawy wobec NATO.
Źródło: Al-Dżazira.
Niespokojnie w ostatnim czasie było w państwie o nazwie Sri Lanka. Jest to kraj w Azji Południowej, położony na wyspie Cejlon. Prezydent kraju, którym jest Gotabaya Rajapaksa ogłosił właśnie, że w celu opanowania sytuacji powołuje nowy rząd, z nowym premierem na czele. Co ważne, władze mają większość w 225-osobowym parlamencie, co pozwoli na wprowadzenie wszelkich zmian bezproblemowo.
Prezydent Gotabaya Rajapaksa w celu uspokojenia sytuacji sięga po polityczne środki. Przez Sri Lankę przetoczyły się ostanie wyjątkowo krwawe niepokoje. Zmiana na stanowisku premiera została podjęta dość szybko. Dotychczasowy szef rządu nie miał wyjścia i musiał odejść. Co ważne, premierem był Mahinda Rajapaksa, czyli starszy brat obecnej głowy państwa. Już zapowiedziano, że głównym zadaniem nowego rządu mają być zmiany w konstytucji, które dałyby większe uprawnienia ciału ustawodawczemu.
Prezydent Sri Lanki we wczorajszym oficjalnym oświadczeniu stwierdził, że obecne poczynania mają na celu powstrzymanie procesu „wpychania kraju w kompletną anarchię”. Zmiany polityczne były nie tylko pokłosiem krwawych wystąpień niezadowolonych obywateli, ale także pewnego rodzaju szantażu ze strony szefa banku centralnego, który zapowiedział odejście, jeśli nie nastąpi stabilizacja sytuacji politycznej.
P Nandalal Weerasinghe został szefem banku centralnego zaledwie miesiąc temu. Miał znaleźć rozwiązanie na znalezienie wyjścia z największego kryzysu gospodarczego, który dotknął 22-milionowy naród. To on stał się głosem rozsądku, który nawoływał, że bez stabilnego rządu, nie będzie gospodarczej stabilności.
Były premier Mahinda Rajapaksa był przez obywateli obwiniany za olbrzymi kryzys. Obecnie mieszkańcy wyspy nie mają dostępu do takich produktów jak paliwo, gaz, czy nawet lekarstwa.
Przez ponad miesiąc trwały pokojowe demonstracje. Jednakże w ciągu ostatnich kilku dni sytuacja uległa znacznemu pogorszeniu. Niespodziewanie zwolennicy ekipy rządowej wtargnęli do obozu przeciwników politycznych i opozycji, co skutkowało wybuchem niekontrolowanej przemocy. W konsekwencji premier zrezygnował i został przewieziony do obozu wojskowego na północy kraju dla swojego bezpieczeństwa. Wprowadzono w kraju godzinę policyjną.
Skutki samych protestów nie są dobre. Co najmniej 9 osób, w tym dwóch policjantów, poniosło śmierć. Ponad 200 osób potrzebowało opieki medycznej. Aż 136 domów zostało zniszczonych. Policja i wojsko dostały uprawnienia do tego, aby otworzyć ogień do każdego, kto niszczy mienie państwowe.
Sytuacja obecnie jest stabilna, ale pojawiają się głosy, że prezydent również powinien odejść. W historii Sri Lanki, jeszcze żadna głowa państwa nie została postawiona w stan oskarżenia albo usunięta z urzędu, w wyniku „ludowej rewolucji”.
Źródło: Al-Dżazira.